Głośno było ostatnio o ustawie o strategicznej ochronie spółek Skarbu Państwa. Większość opozycji już grzmi i twierdzi, że PIS tymi przepisami chce zapewnić "swoim" ludziom kadencje w tychże spółkach przynajmniej na parę lat do przodu, a co za tym idzie także gdyby władza w Polsce się zmieniła. Partia rządząca ową ustawę wycofała z racji na wątpliwości prawne. Powiem szczerze: dobrze się stało, bo rzeczywiście cały ten akt był już z samego tytułu na tyle szeroki i niejasny, że dawałby szerokie pole do nadinterpretacji niektórych paragrafów. A dlaczego opozycja tak lamentuje nad upolitycznianiem spółek? Nie dajmy się zwieść, nie będąc żadnym zwolennikiem partii politycznych, jest to lament, bo zabierało by się dostęp do tego, co było korzystne dla całej klasy politycznej. Krótko mówiąc: zabierało się dostęp do koryta. Tu nie chodzi o strategiczną ochronę kraju, ale własne podwórko. Nikt tak jak politycy o nie nie dbają. Ale z drugiego punktu widzenia, ustawa jest potrzebna. Z całą pewnością jednak w innym wymiarze.
W czasach kryzysu energetycznego i w jakimś stopniu gospodarczego z wojną na Ukrainie w tle, ochrona takich spółek przed wyprzedaniem, jest niezwykle konieczna. Przedsiębiorstwa takie jak PGE, PGNIG czy ORLEN dają Polakom gwarancję dostaw podstawowych surowców. I cenę w miarę dostępną dla wszystkich. Czy gdyby w Polsce była inna opozycja, nie trzeba byłoby tego robić? Sądzę, że tak. Dzisiaj opozycja jest bardzo niebezpieczna i gdyby doszła do władzy, wyprzedanie tych spółek (o czym głośno mówi R. Petru), jest na pewno w jakimś stopniu realne. Oczywiście Petru jest poza głównym nurtem politycznym, ale takie myślenie, jest bardzo realne. Taka ochrona powinna być podstawą takiej ustawy. Niestety PIS nie pociągnął tej narracji co więcej nawet jej nie podjął. Oddał za to opozycja tę mówiącą o pilnowaniu stołków w Skarbie Państwa. Co dalej zostało podchwycone i wykorzystane chociażby w seriach materiału o ludziach związanych z PIS, a którzy dostają duże profity od spółek Skarbu Państwa.
Zatrzymajmy się na chwilę jeszcze przy innym scenariuszu: co przyniosłaby teraz ewentualna prywatyzacja, którą po wygranych wyborach zaserwowałaby nam opozycja? Poza milionami złotych uważam, że niewiele. Uważam, że nawet grupa ekonomistów mało przychylnych rządowi by to przyznała. Te pieniądze (podobnie jak kiedyś z aukcji LTE, ale te zostały przeznaczone w mądry sposób), rozeszłyby się w polską gospodarkę znowu kreując popyt i podaż przed czym dzisiaj ostrzega opozycja. Ale mogłyby one pójść na spłatę zadłużenia o czym ochoczo mówią też "totalni". Czyli zostałby roztrwonione tak jak dawniej i szybko by zostały zapomniane. Na pewno nie zostałby mądrze zainwestowane.
Podsumowując: pomysł na ustawę nie jest głupi, ale potrzeba chwili, aby mądrze go przedstawić. A nie puszczać pomysł z myślą: zobaczymy co będzie. Jest to działanie skrajnie nieprofesjonalne i daje niepotrzebną pożywkę dla spekulantów chcących obniżyć i tak ciężką sytuację gospodarczą Polski.
Inne tematy w dziale Polityka