Ostatnio w polskim życiu publicznym przewinęła się dyskusja o podwyżkach tym razem dla ministrów. Była to też okazja do ponownego zaczęcia rozmowy o większych płacach dla polityków w ogóle. Jest to temat bardzo kontrowersyjny i jeszcze długo on takim pozostanie. Na szczęście prezes PIS bardzo stanowczo skrytykował ten pomysł i cieszę się, że do tego tematu jest bardzo krytycznie nastawiony. Ja również nie jestem ich zwolennikiem i to głównie z dwóch powodów:
Po pierwsze: mamy teraz kryzys, a właściwie kryzysy. A kryzys jak wiadomo wiąże się z tym, że cały ogół społeczeństwa będzie potrzebował większej ilości pieniędzy. Żeby po ludzku mieć z czego żyć, coś odłożyć i nie odliczać czasu od pierwszego do pierwszego. Niepewne czasy jasno sugerują, że każdy powinien liczyć się z każdym groszem także politycy. Odgrzewanie tego tematu w czasie złej koniunktury jest o tyle bulwersujące, że nie wyszło to od opozycji tylko od obozu władzy. Oliwy do ognia dolała wypowiedź T. Cymańskiego, który stwierdził, że są trudne czasy i każdy musi sobie radzić. Krótko mówiąc z tych słów wynika, że posłowie także potrzebują wsparcia. W mojej ocenie są to słowa skandaliczne, bo teraz absolutnie nie może być przepaści płacowej pomiędzy politykami a resztą społeczeństwa. Nawet jeśli ludzi a szczególnie ci najsłabiej zarabiający dostają podwyżki płacy minimalnej, to są to kwoty rzędu kilkuset złotych. Tymczasem była propozycja podwyżki dla ministrów rzędu 2 tys. zł. Nigdy nie powinno się do tego dopuścić przede wszystkim z prostego względu: politycy są postrzegani jako klasa lepiej zarabiająca, często butna w swoich wypowiedziach, kierująca się często wyższością nad pozostałymi. To są powody dla których o żadnym wzroście ich wynagrodzeń być nie może. Poza tym tekst na S24 mówiący o tym, na co posłowie wydają pieniądze z ryczałtu na prowadzenie biur poselskich już stanowić powinien powód jakichkolwiek podwyżek. Co więcej powinno się w takich przypadkach przeprowadzić audyt wydatków i stanowczo ograniczyć przeznaczanie pieniędzy na takie cele. Poseł to nie klan Rockefellerów, który nie wiadomo w jakich luksusach żyć powinien. Uważam, że Sejm w czasie gdy mamy kryzys, powinien zastanowić się nad obniżką uposażeń dla posłów. Tak jak to zrobił kiedyś. Jeśli politykom nie będzie się to podobało, droga wolna. Sądzę, że znajdą się tacy, którzy za 5-6 tys. netto będą chcieli zarabiać. Przywileje można by zachować aczkolwiek powinna być nad tym dyskusja w przyszłości. Na pewno takiej wielkości pensja byłaby czymś w rodzaju sprawiedliwości społecznej. Uposażenie na prowadzenie biurach także powinno być skromniejsze, a jeśli nie to z całą surowością kontrolowane.
Po drugie: posłowie w mojej ocenie powinni być wynagradzani są skuteczność swojej pracy. Jak każdy obywatel. Często słyszy się, że posłowie "pajacują" podczas posiedzeń Sejmu, nudzą się w poselskich ławach czy też są "fikcyjnie" obecni podczas zebrań komisji (są na liście, a fizycznie ich nie ma). To z całą pewnością nie są działania licujące z mandatem , o jakiś wyczynach pod granicą czy happeningach poza Sejmem nie wspominając. Takie działania nie skłaniają do podwyżek, a wręcz przeciwnie, powinny być tematem właśnie do ich obniżki.
Mówi się, że brak podwyżek skłoni parlamentarzystów do zarabiania "na boku". Uważam, że to powinno być kontrolowane jak i powiem więcej zakazane. Kilka etatów, z których korzystają posłowie byleby tylko zarobić jeszcze i jeszcze więcej, jest naciąganiem społeczeństwa. I powinno być jak najszybciej ukrócone. Mam nadzieję, że za słowami prezesa Kaczyńskiego pójdą realne czyny. Politycy to przedstawiciele narodu, a nie grupa dojąca naród jak frajerów.
Inne tematy w dziale Polityka