W ostatni weekend D. Tusk ponownie spotkał się ze swoim elektoratem. Ponownie na ziemi mu przyjaznej, bo w stolicy w. zachodnio-pomorskiego. Podczas spotkania z tymże elektoratem padł tam taki stos bredni, że nie wystarczy dni tygodnia, aby to policzyć. Przede wszystkim spotkania typu "meetup" w mojej ocenie mają służyć spotkaniu z wyborcami z tą różnicą, że w nowej formule. W rzeczywistości mieliśmy okazję się przekonać, że jest to czysta ustawka (przzynajmniej w wykonaniu PO), gdzie wstęp mają także politycy, którzy dodatkowo mają prawo swobodnie zadawać pytanie. Pytania te często są tak nakierowane, aby podsycić samego mówcę do jeszcze bardziej emocjonalnego wystąpienia, co w konsekwencji może prowadzić do jeszcze większych emocji w społeczeństwie, a co najgorsze do tego, że Polacy uwierzą w słowa, które tam padają i jeszcze bardziej pogłębią podziały.
Na tym spotkaniu z Tuskiem padła kwestia "500+" i innych świadczeń socjalnych . Jeden z uczestników, który potem okazał się wyborcą PO ze szczerością żądał wręcz od szefa PO zabrania dodatków społecznych, gdyż wedle niego bez tych pieniędzy ludziom żyło się lepiej, żyli uczciwie i jakoś sobie radzili. Oczywiście nie krygował się, aby przyznać, że on sam "500+"bierze, a jego ojciec 14. emeryturę. Trudno więc w tym zachowaniu doszukiwać się szczerości, ale jeden wniosek nasuwa się sam:
Otóż obojętnie co w takiej sytuacji robi elektorat PO ( a jej członkowie zwłaszcza), obojętnie czy pobierają jakieś świadczenie PIS-owskie czy nie i w jakiej wysokości, będą takie rzeczy głosić, bowiem zależy im nie tyle na podkręceniu emocji czy walce politycznej, ale także, że nie mają innego pomysłu, aby do budżetu państwa zdobyć pieniądze. Pokazują jednocześnie, że te dodatki traktują jako faktycznie pieniądze ekstra, bo ich główne dochody, są na poziomie wyższym niż przeciętnego Kowalskiego, który tą gotówkę traktuje jako pokaźną pomoc od państwa. Należy podkreślić, że krytyka świadczeń socjalnych w związku z pobieraniem ich przez osoby według nich "nieuprawnione", bezrobotne, te, które traktują je jako główne źródło dochodu bierze się z bardzo prostej przyczyny: są wściekli, że te pieniądze płyną do innej grupy wyborców niż oni, że mimo większej gotówki w rodzinie, mimo, że lepiej im się wiedzie niż niektórym i mają lepszą sytuację (w sporej liczbie przypadków), a nie do nich, żal im tych paru złotych dla innych czyli krótko mówiąc cały czas jest im mało pieniędzy. Jednak gdy krytykuje się cokolwiek, trzeba być w danej kwestii czystym jak łza, a to niestety nie jest zaleta elektoratu PO. Dlatego partia ta ma problem z pozyskaniem wyborców innych niż ci, zacietrzewieni przeciwnicy Kaczyńskiego.
Należy jeszcze przyjrzeć się jednemu aspektowi. Nikt, ale to zupełnie nikt nie ma prawa wypowiadać się komu żyło się lepiej, a komu nie. To należy zostawić w gestii każdego obywatela. Trzeba także jasno podkreślić, że naprawdę dla wielu osób "500+" czy dla seniorów 14. emerytura to pieniądze niezwykle ważne, dające spory zastrzyk gotówki szczególnie na bardzo niespokojne ja teraz czasy. Idąc tokiem myślenia tego uczestnika "meetupu", samą pracą czy ulgami nie da się tak regularnych pieniędzy dla ludzi zdobyć zwłaszcza, że pensje wielu były czy też są jeszcze nie za wysokie. Poza tym dzięki tym pieniądzom nie trzeba często żyć od pierwszego do pierwszego czy rezygnować z wielu rzeczy. Ale to wyborca czy członek PO nie zrozumie. Oni mają w głowie tylko własny interes.
Inne tematy w dziale Polityka