Historią najnowszą w III RP mogą się zajmować tylko wybrani. Oni mają błogosławieństwo salonu. Wiemy natomiast, co możemy przeczytać w historycznych „prawicowych” - lub, jak kto woli, „ipeenowskich” - książkach: kłamstwa, oszczerstwa, bezczelne insynuacje.
Podobno prawica za bardzo interesuje się historią i to w dodatku nie tą, którą powinna, czyli ani odsieczą wiedeńską, ani powstaniem kościuszkowskim – taką tezę postawił portal Tomasza Lisa, po tym jak głośna stała się sprawa, że matka niesławnego sędziego Tulei była funkcjonariuszką SB. Ale zawsze, gdy na światło dzienne wychodzą niechlubne sprawy z historii najnowszej, liberalno-lewicowy front pała oburzeniem, zarzucając co bardziej dociekliwym dziennikarzom „babranie się w esbeckich teczkach” lub obrzucając ich znacznie bardziej soczystymi epitetami.
Tymczasem każda osoba publiczna musi się liczyć z tym, że jej życiorys może być prześwietlony, że światło reflektorów może paść także na jej bliskich. Nie ma sensu dyskutować o granicach zaglądania w życie prywatne celebrytów – ci sami garną się do skandali w myśl zasady: nie ważne jak mówią, ważne żeby mówili. Inaczej rzecz ma się w przypadku osób, które pełnią odpowiedzialne funkcje publiczne. Tutaj powinna panować bezwzględna transparentność. Skąd bowiem pewność, że ktoś nie będzie szantażował jednego czy drugiego „wybrańca narodu” ewentualną kompromitacją w oczach opinii publicznej, po ujawnieniu drażliwych informacji?
Ważną informacją jest na przykład to, czy Michał Boni był współpracownikiem SB, a premier Józef Oleksy agentem wojskowego wywiadu. I więcej! Ważne jest też to, jakie związki z SB mogli mieć ich rodzice. W przypadku sędziego Tulei, matka z esbecką przeszłością dyskredytowała go jako orzekającego w sprawach lustracyjnych.
Także w przypadku życiorysów niektórych osób publicznych, nie pełniących żadnych funkcji państwowych (prawników, dziennikarzy) może być istotne kim byli w przeszłości, a czasem – dla zrozumienia ich dzisiejszych postaw – kim byli ich rodzice. I tak na przykład mecenas Jan Widacki, który bronił swego czasu esbeka oskarżonego o matactwa przy sprawie Pyjasa, a także ważnego gangstera i biznesmena będącego symbolem politycznego kapitalizmu III RP, był swego czasu członkiem PZPR, który „bohatersko” zmienił przynależność w 1980 roku na „Solidarność”. Jakim to wówczas trzeba było być „bohaterem” by tak postąpić, pokazał przykład Bronisława Geremka, „wybitnego” przedstawiciela „Solidarności”, który w 1981 roku – na niedługo przed wybuchem stanu wojennego - poczuł pismo nosem i usiłował jakoś wkupić się w łaski władzy.W każdym razie komunistyczna przeszłość Widackiego wiele wyjaśnia z jego adwokackiej kariery z lat 90.
Podobnie rzecz ma się w przypadku dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Rodzice części z nich byli po prostu komunistami, i warto o tym pamiętać, gdy próbuje się zrozumieć wykładnię ideową tego dziennika oraz reprodukowane przez wychowanków Michnika postawy. Rymkiewicz za podobne spekulacje dostał od salonu publiczną burę i proces sądowy, co jest kompletną niedorzecznością.
Dlaczego warto o tym wszystkim przypomnieć? Bo w Polsce, gdzie życie publiczne jest koncesjonowane, a zdominowany przez opcje lewicowo-liberalną system od czasu do czasu nieznacznie się uchyla, wciąż tylko wybranym wolno zajmować się historią najnowszą. Gdy prof. Andrzej Friszke pisze książki o Jacku Kuroniu, to pomimo, iż jest to twórczość interesująca, niesie ze sobą jednak określony ładunek ideowy. Dodajmy, że zdecydowanie lewicowy. Ale gdyby o tej samej postaci chciał napisać prof. Sławomir Cenckiewicz, od razu pojawiłyby się całe zastępy mędrków, z których jeden upierałby się, że książka jest „esbecką teczką”, drugi, że takich popłuczyn nigdy w życiu nie czytał, a trzeci przyznałby z rozbrajającą szczerością, iż książki nie przeczytał w ogóle, za co dostałby jeszcze oklaski od dwóch poprzednich.
Cóż, historią najnowszą w III RP mogą zajmować się tylko wybrani. Oni mają błogosławieństwo salonu. Wiemy natomiast co możemy przeczytać w historycznych „prawicowych” (lub, jak kto woli, „ipeenowskich”) książkach: kłamstwa, oszczerstwa, bezczelne insynuacje. A co nowego przeczytamy w książkach salonowych historyków, czego jeszcze nie zaprojektowali kilkanaście lat temu do spółki Michnik, Jaruzelski, Urban i okrągłostołowa ekipa na doczepkę? Bóg jeden raczy wiedzieć.
Krzysztof Gędłek
Więcej publicystyki czytaj na PCh24.pl
PCh24.pl to nowoczesny projekt internetowy skierowany do czytelników poszukujących niezależnych opinii, stanowiących, jak głosi hasło portalu, „prawą stronę internetu”. Aktualne informacje ze świata polityki i gospodarki towarzyszą wydarzeniom, recenzjom, esejom zamieszczanym w dziale religijnym i kulturalnym. Twórcy PCh24.pl stawiają na rzetelny komentarz i opinie ekspertów. Podstawowym założeniem nowego portalu jest bowiem podjęcie istotnych tematów, które w mediach tzw. głównego nurtu są często nieobecne bądź ukazywane w fałszywym świetle.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka