Olgierd Jedlina Olgierd Jedlina
292
BLOG

Komputerowa myszka, ziemniaki i Sprawa Polska

Olgierd Jedlina Olgierd Jedlina Polityka Obserwuj notkę 1

Życie na wsi ma swoje mocno nieoczywiste uroki. Na przykład optymalne wejście w posiadanie ziemniaków, takich do kotleta albo do zupy, jest bardziej skomplikowane niż się miastowym może wydawać. W sytuacji, jeżeli nie ma się tak zwanych swoich.

Oczywiście można sobie kupić wtedy w najbliższym (czyli oddalonym o kilka kilometrów) sklepie mającym ziemniaki w swoim asortymencie. Trzeba jednak po nie po pierwsze pojechać, a po drugie za nie przepłacić. Kto choć raz w życiu jadł ziemniaki „dla siebie”, wie jak bardzo różnią się od ziemniaków „na sprzedaż”.
Do sąsiadów iść nie wypada. Z jednej strony obie strony potencjalnej transakcji wiedzą, że cena „jak w gminnym gieesie” jest po prostu nieuczciwa. Z drugiej strony pójść prosić o wybranie tylko wiaderka ziemniaków (na miesiąc mi tyle wystarcza) może być potraktowane niepoważnie.
No chyba, że trafia się ekstra okazja na zasadzie „przysługa za przysługę”. Właśnie dzisiaj taką miałem, a poszło o popsuty komputer. Z ustnej relacji wynikało, że popsuł się jakiś czas temu, że rzadziej się po włączeniu ładuje niż tego nie robi. Przy czym jak już to zrobi, ma tendencję do odmawiania współpracy prędzej niż później.
Zasadniczo sąsiedzka usługa miała polegać na tym, żeby obejrzeć i podpowiedzieć co trzeba w piekielnej maszynie wymienić, żeby znowu była uprzejma zadowalać swoich właścicieli. Oraz – oczywiście – ile może to kosztować. Siadłem zatem do ustrojstwa mając świadomość, że jeżeli komputer działa niestabilnie, to zazwyczaj jest tak, że naprawa kosztuje niewiele więcej niż zakup całkiem nowego o w miarę znośnych parametrach.
Jakże byłem zdziwiony, gdy okazało się, że niesprawność komputera wynikała z przytrzaśniętego blatem biurka kablem od myszki. Jakże się wystraszyłem uświadamiając sobie, że jakby sąsiedzi oddali komputer do serwisu, to w najlepszym przypadku zapłaciliby za diagnozę, że komputer działa. W najgorszym – kilka ładnych setek za wymianę jednych sprawnych podzespołów na inne sprawne.
Po czym wpięliby do jednostki tę nieszczęsną w dość nietypowy sposób zepsutą myszkę…
Jeszcze większy strach mnie ogarnął, jak uświadomiłem sobie, co w takich przypadkach dzieje się zazwyczaj z – nazwijmy to umownie – Urządzeniami Urzędowymi. Sraczka, panika, szukanie winnych oraz tym razem niezawodnych (więc nowszych, lepszych i droższych) rozwiązań. Które i tak po krótkim czasie nie będą działać, ponieważ ktoś ciężkim i ostrym blatem biurka dociśnie do ściany kabel od myszki.
Będzie więc okazja to tego, żeby za czas niedługi jeszcze nowsze, lepsze i droższe rozwiązanie popełnić i oddać je urzędnikom. I tak do czasu, gdy ktoś wpadnie, że problem tkwi w kablu od myszki i zaproponuje myszki bezprzewodowe.
Inne rozwiązanie, dostępne w moim wiejskim przykładzie, za wiaderko ziemniaków oraz pożyczenie (do czasu najbliższej wizyty w powiecie) działającej myszki, w systemowych rozwiązaniach w rachubę nie wchodzi. Bo komu chciałoby się chrzanić w wiaderko ziemniaków, jeżeli można zmusić podatników do zafundowania całkiem nowego komputera. Wmawiając, że to dla ich dobra.
Zresztą, jak się nie wie, że chodziło o myszkę, to nawet wmawiać nie trzeba. Jeżeli zaś są podejrzenia, można zlecić opracowanie, z którego wynikać będzie jednoznacznie, że nic nie wskazywało, że chodzi o myszkę. Ponieważ tak naprawdę o kabel od myszki, ale tego się już nie napisze.

»... Jednym z Polokoktowców jest Olgierd Jedlina, redaktor pisma "Pasikonik", żyjący spokojnie w swoim poukładanym świecie z narzeczoną Ewą. Jego spokój burzy schwytanie jego przyjaciela Adasia przez agentów Kilkujadka. Adasiowi udało się samodzielnie stworzyć formułę Kingsajzu, co może przynieść Polokoktowcom trwałe bezpieczeństwo, jednak dla Adasia staje się przyczyną zguby...« (http://www.zgapa.pl/zgapedia/Kingsajz.html)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka