Olgierd Jedlina Olgierd Jedlina
65
BLOG

To jest prezydent mojego kraju

Olgierd Jedlina Olgierd Jedlina Polityka Obserwuj notkę 11

Mój – nie. Mojego kraju – tak. Opcja polityczna, która go wystawiła i poparła nie jest moją opcją. Wcale nie dlatego, że jest mi odległa światopoglądowo, politycznie czy gospodarczo. Tutaj się w wielu, nawet w większości, rzeczach z nią zgadzam.

Są jednak dwie fundamentalne kwestie, które powodują, że nie może być ona opcją, którą byłbym w stanie poprzeć. Pierwsza to społeczny, kulturowy i gospodarczy kontekst, w którym od kilku lat funkcjonuję. Kwestia druga to, jak się eufemistycznie w mojej branży sprawę określa, realia implementacyjne. Tak małe – lokalne, jak duże – warszawskie.
 
Zaimek dzierżawczy „mój” niesie ze sobą mnóstwo konsekwencji. Mój pies, mój kot, mój żywopłot, moje grządki. Mój – znaczy taki, że mogę mieć wpływ, mogę czerpać satysfakcję, radość oraz inne, bardziej wymierne korzyści, z posiadania. Zobowiązującego posiadania. Żywinę trzeba nakarmić, napoić, wyczesać, wybawić. Ogródek przekopać, wypielić i podlać.
Na to – w zakresie wytyczanym przez uwarunkowania obiektywne (choroby, pogoda) – mam wpływ. Przecież nie zetnę mirabelki, tylko dlatego że w tym roku nie obrodziła. Dbam o stare jabłonie, pomimo tego, że „działają” w cyklu dwuletnim. Nie oddam psa do schroniska, choć w zeszłym roku więcej wydałem na lekarstwa dla niego, niż dla siebie.
 
W przełożeniu na realia polityczne zakres wyznaczają akty wyborcze. Nie obrażam się na kraj, bądź współkrajan, że dokonali takiego a nie innego wyboru. Nawet wtedy, gdy jestem przez nich obrażany. Chociaż już irytuje mnie, jeżeli obrażają moich sąsiadów. W najlepszym tego słowa znaczeniu ludzi prostych. Szczerych. Serdecznych. Pracujących na roli.
To jedna z ostatnich, prowadzonych na własną odpowiedzialność profesji, w której sukces można osiągnąć wyłącznie dzięki pokorze, cierpliwości, doświadczeniu i wiedzy. Jedna z nielicznych, w których umiejętność robienia dobrego wrażenia jest najmniej przydatna. Coraz poważniej zastanawiam się, czy zauważalnie wzrastający wobec nich nas, poziom agresji nie ma swoich źródeł w głębokiej podświadomości. W obawie, że jeżeli system się z tego czy innego powodu zawali, to właśnie oni okażą się najmniej na tym świecie potrzebni.
 
Dlatego nie zgadzam się na określenie „mój prezydent”. Ono – w prostej drodze – prowadzi do, już oficjalnie, zastąpienia demokracji przez mediokrację wspomaganą sondażami. Tu powie coś znany lubelski poseł i zostanie to skontrowane przez posła Gowina. Tam wyjdzie coś w związku z Mirem czy Zbychem i zostanie zrecenzowane przez posłankę Piterę.
Następnie naświetli się to w mediach, zbada reakcje i podejmie decyzje. To nie jest demokracja. To jest wprowadzanie szumu w przestrzeń publiczną. To jest „przykrywanie” rzeczy istotnych sztucznymi, moim zdaniem, problemami.
 
Wszyscy ekscytują się domniemanym uniezależnianiem się prezydenta od swojego politycznego zaplecza. W opcji „mój prezydent” – powinienem się opowiedzieć po którejś ze stron domniemanego konfliktu. W opcji „prezydent mojego kraju” – mogę mieć to gdzieś.
Mogę skupić się nad rzeczami na prawdę ważnymi. Na przykład nad założeniami do przyszłorocznego budżetu z ubiegłego tygodnia. Oznaczają one zmniejszenie opłacalności produkcji rolnej, przy zwiększeniu opłacalności importu (w tym żywności). Oznaczają one mniej złotówek na współfinansowane przez UE inwestycje.
 
Czego rozgrzani do czerwoności politycy, publicyści oraz komentatorzy nie byli uprzejmi zauważyć.

»... Jednym z Polokoktowców jest Olgierd Jedlina, redaktor pisma "Pasikonik", żyjący spokojnie w swoim poukładanym świecie z narzeczoną Ewą. Jego spokój burzy schwytanie jego przyjaciela Adasia przez agentów Kilkujadka. Adasiowi udało się samodzielnie stworzyć formułę Kingsajzu, co może przynieść Polokoktowcom trwałe bezpieczeństwo, jednak dla Adasia staje się przyczyną zguby...« (http://www.zgapa.pl/zgapedia/Kingsajz.html)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka