Aleksander Radczenko z Wilna
Wybitny litewski reżyser Jonas Vaitkus i jego uczeń Albertas Vidžiūnas wystawili na deskach litewskiego Teatru Młodzieżowego spektakl pt. „Serce w Wilnie” („Širdis Vilniuje”). Jeszcze za nim ktokolwiek go zobaczył został okrzyknięty antypolskim, posypały się wezwania do protestów i bojkotu. Przede wszystkim z uwagi na autora sztuki - litewskiego filozofa i publicystę Arvydasa Juozaitisa, którego poglądy na mniejszość polską do przychylnych raczej nie należą. No i z uwagi na jej głównych bohaterów; w sztuce dochodzi do spotkania — zapewne w czyśćcu — marszałka Józefa Piłsudskiego i szefa Czeka Feliksa Dzierżyńskiego. Poseł Michał Mackiewicz, lider ZPL, uznał, że wystawienie tego spektaklu to prowokacja, której celem jest „skłócenie dwóch narodów". Przypomniało mi się w związku z tym, jak w roku 1997 Bogu ducha winny serial telewizyjny „Boża podszewka” również został okrzyknięty antypolskim i szkalującym dobre imię wilniuków. Organizacje kresowe i kombatanckie wystosowały wówczas szereg oficjalnych listów protestacyjnych do Zarządu TVP, a im w tym dzielnie sekundował Związek Polaków na Litwie, którego członkowie serialu co prawda pewnie nie widzieli, ale za to napisali mnóstwo listów pełnych oburzenia. Serial wiadomo w tym czasie był emitowany dalej, a w 2003 r. został powtórzony. Już bez protestów. Czy aby historia po raz kolejny nam się nie powtórzy? Byłoby szkoda po raz n-ty wyjść na kompletnych głąbów.
JESTEŚ JUŻ FANEM POLITYKI WSCHODNIEJ NA FACEBOOKU?
- Wikipedia/Creative Commons 3.0
Twórca zawsze ma prawo do własnej interpretacji historii i postaci historycznych, nawet bardzo kontrowersyjnej interpretacji. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie próbuje chyba uczyć się historii na podstawie lektury „Hamleta”, „Makbeta” czy „Ryszarda III”? Szekspirowi wcale nie chodziło bowiem o wierny opis wydarzeń i bohaterów historycznych. Dlaczego więc od Vaitkusa i Juozaitisa żądamy czegoś innego? Tylko dlatego że śmieli podnieść rękę na naszą świętość narodową? Cóż obrażonych muszę lojalnie uprzedzić, że Europejski Trybunał Praw Człowieka jednoznacznie orzekł, że nawet bluźnierstwo jest dopuszczalną formą prowokacji artystycznej, a jego artykulacja stanowi niezbywalny element kodeksu praw człowieka.
DOŁĄCZ DO NAS W GOOGLE+
Twórca ma prawo do prowokacji artystycznej, bo nie ma ciekawej i wartościowej sztuki bez prowokacji. Więcej — to prowokacja w znacznym stopniu przyczynia się do wytrącenia naszych umysłów z automatyzmu myślenia, a więc pośrednio uodparnia nasze społeczeństwa na urok różnego rodzaju demagogów. Sztuka może więc i musi być kontrowersyjna oraz prowokująca, jeśli w ten sposób zmusza widza do myślenia. Ważne, żeby nie była prowokacją dla samej prowokacji. Nie wiem, czy spektakl „Serce w Wilnie” spełnia ten warunek, czy prowokuje do myślenia, zanim osądzę – w odróżnieniu od tych, którzy już zaocznie na to pytanie odpowiedzieli „nie” — muszę go zobaczyć. Sztuka bowiem powinna być oceniana przez pryzmat jej wartości artystycznej, a nie wiarygodności historycznej czy nawet osobowości/poglądów jej autora. Być może w rzeczy samej „Serce w Wilnie” – to antypolski paszkwil i jego wartość artystyczna oscyluje wokół zera, ale nawet w takim razie zostawiłbym ten spektakl na sumieniu Juozaitisa i reżyserów. Wolność słowa ma zbyt dużą wartość, żeby wzywać cenzora z powodu byle spektaklu.
Kontakt z autorem: aleksradczenko.politykawschodnia.pl
Inne tematy w dziale Polityka