Ostatniej nocy w mojej podwarszawskiej miejscowości było 11 stopni i chociaż generalnie lubię chłód - zwłaszcza jako partnera do spania - to nad ranem zaczęłam żałować, że kołdrę zastąpiłam kocem. Podobno pod koniec tygodnia temperatura może przekroczyć nawet 25 stopnie - w dzień, w dzień! - ale za to na bazarach pokazały się kurki. No to na pocieszenie zrobiłam dziś szybki obiad - szybki, ale rozgrzewający.
Byle do wiosny!
Proporcje na trzy osoby:
40 dag wątróbki - ja użyłam króliczej, ale może być kacza lub z indyka (czasem można też kupić gęsią), 1 mała szalotka, łyżka masła klarowanego, ząbek czosnku, około 15 dag kurek, pół szklanki śmietanki, ćwierć litra wina marsala albo porto - albo innego ulubionego, byle miało słodki posmak: często używam tokaju), spora gałązka rozmarynu, czubata łyżeczka świeżych listków tymianku, natka pietruszki do posypania gotowej potrawy, sól i pieprz, ocet sherry do smaku (można zastąpić zwykłym jabłkowym lub sokiem z cytryny), mąka do panierowania, łyżeczka musztardy dijon.
Wątróbkę umyć, oczyścić, osuszyć, opanierować w mące i usmażyć na maśle, na dużym ogniu: z wierzchu ma być rumiana, a w środku - różowa. Przełożyć na talerz, przykryć folią aluminiową.
Na tę samą patelnię - bez czyszczenia - wrzucić obraną i drobno posiekaną szalotkę oraz obrany i drobno posiekany czosnek, chwilę smażyć, dodać oczyszczone i wysuszone grzyby (mniejsze w całości, większe pokrojone), dodać rozmaryn i tymianek oraz sól, smażyć do miękkości grzybów. Wróć - kurki nigdy nie są miękkie i to jest ich zaleta; poza smakiem, aromatem i kolorem oczywiście. No więc - smażyć jakieś pół godziny na średnim ogniu, po czym dodać wino i zwiększyć ogień, odparować sporo wina, dodać śmietankę, musztardę, pieprz i ocet. Gotować, aż sos zgęstnieje, po czym wrzucić wątróbkę. Trzymać kilka minut, żeby wątróbka przeszła smakiem sosu, i podawać potrawę posypaną natką pietruszki. Dobrze smakuje z kaszą i z zieloną sałatą z sosem winegret.
Lubię wymyślać potrawy, w których można dowolnie zmieniać składniki - choć klasyki kulinarne bardzo szanuję i nie zmieniam ich wcale. W tym przypadku naprawdę można wymiennie zastosować wątrobę króliczą - która jest pyszna - i użyć dowolnej drobiowej. Zioła też mogą być inne: widzę potencjał w świeżym oregano, majeranku czy cząbrze. Jeśli ktoś nie ma masła klarowanego, to niech użyje mieszanki oleju i zwykłego masła, a bodaj nawet i margaryny. Śmietankę można zastąpić mlekiem roślinnym (ale raczej nie kokosowym), a w braku szalotki można użyć małej cebulki lub nawet dymki. Czosnek odrzucić albo zmultiplikować jego ilość. Zamiast kaszy podać makaron, tłuczone ziemniaki albo dobre pieczywo. Oczywiście, za każdym razem będzie smakować nieco inaczej, ale zawsze - dobrze. Bo to jest, nie chwalęcy się, przepis bardzo uniwersalny, podatny na modyfikacje i odporny na popsucie. Sama robiłam tę wątróbkę w wielu wariantach i po prostu mnie i mojej rodzinie ta wersja smakuje najbardziej, a jest to potrawa domowa, rodzinna, nie na wielkie, popisowe przyjęcia - chyba, że jako przystawka, w maleńkich porcjach.
Bardzo jestem dumna z tego przepisu, nie ukrywam!
Inne tematy w dziale Rozmaitości