Animela Animela
1240
BLOG

Kuchnia mało polska

Animela Animela Gotowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 70

Zastanawiam się od jakiegoś czasu, jaka kuchnia obecnie jest najpopularniejsza w Polsce i dochodzę do wniosku, że dość trudno byłoby warszawskie knajpki wtłoczyć w ramy narodowe. Bo niby jest trochę restauracji włoskich, ale już tzw. suszarnie często bywają bardziej kalifornijskie, niż japońskie. To samo da się powiedzieć o przybytkach chińskich, które bardzo często okazują się przy bliższym badaniu koreańskimi. Jeśli chodzi o kebaby, to ich proweniencja jest najróżniejsza (podobnie jak składniki i jakość).

Bardzo bogate przedstawicielstwo w Polsce ma kuchnia wegańska, często obdarzona fantazyjnymi nazwami: Krowarzywa czy Bułkę przez Bibułkę. Od dłuższego czasu jednak można zaobserwować ścisła specjalizację kulinarną: pierogarnie, naleśnikarnie, burgerownie (tu szczytem buraczanego nazewnictwa jest "Bydło i powidło", ulokowane w modnej 19. dzielnicy Warszawy). W ogóle fenomen burgera - prostackiej buły z prostackim mięsem, dodatkami i frytkami mnie po prostu zabija. Nawet jeśli burger jest zrobiony z krów wagyou, to nadal jest to prostacki kawał mięsa w bule i z frytkami ... I cóż, że fryty z batata i pieczone? A już cynicznym wykorzystywaniem ludzkiej naiwności są burgery wegańskie!

O restauracjach serwujących sushi, często w wersji z avocado czy serkiem Philadelphia, już napisałam. Od jakiegoś czasu jednak obserwujemy rozwój rynku ramen-barów. Ramen to taki rosół z makaronem, warzywami i mięsem: coś, co w Japonii jest prawie nieznane (moja książka o kuchni japońskiej, napisana przez rodowitego Japończyka, w ogóle nie porusza jakże istotnej kwestii ramenu, a do Polski przywędrowało z zachodu. A miejscowi robią rankingi, które rameny są lepsze i bardziej oryginalne :)

Wreszcie jest w Polsce - w Warszawie - knajpa z ceviche, czyli rodzajem sałatki z surowej ryby. Mamy też kilka hiszpańskich barów tapas, w wersji dla milionerów. Otwarto restauracje podające frytki belgijskie z różnymi sosami oraz takie z goframi na słono.

Reprezentowane są w Warszawie też: kuchnia bułgarska, ukraińska, gruzińska, arabska, węgierska. Kuchnia indyjska jest reprezentowana licznie, choć poziom bywa bardzo różny. Po porażce Magdy Gessler z wysoką kuchnią rosyjską nikt już nie wychodzi poza standard "Babooshki", czyli dziwnego fastfudowego tworu sieciowego.

Restauracji francuskich - najbardziej wymagających pod względem techniki - w Warszawie jest bardzo mało. No, ale to jest kuchnia, którą naprawdę trzeba umieć robić i mieć z czego.

Praktycznie brak jest też w Warszawie restauracji ... polskich. No i warszawskich. Owszem, jest kilka, ale to naprawdę raczej rodzynki w cieście, niż samo ciasto. Polacy wstydzą się kuchni polskiej. Moi znajomi wcinają sushi, sashimi, ceviche, ale tatarem się brzydzą. Wolą się posilić wymęczonym wegańskim burgerem z seitanu, niż zjeść dobrą kaszankę. Podroby w większości znajomych budzą panikę - owszem, zjedzą foie gras w drogiej knajpie, ale wątróbki z cebulką nie poruszą. Zjedzenie na obiad w upalny dzień ziemniaków z kwaśnym mlekiem przerasta ich możliwości.

Polacy prawie wyrugowali ze swoich jadłospisów kuchnię polską. Wiem - nic to nowego. Poeci i pisarze zawsze zarzucali Polakom snobowanie się na zagranicę, tylko kierunki zainteresowań były różne w różnych okresach. To samo dzieje się przecież w kwestii słownictwa: polskie osiedla dźwięczą nazwami anglojęzycznymi. To chyba jakaś genetyczna choroba Polaków, skoro w zasadzie nic się nie zmienia przez wieki: a przecież zdecydowana większość nacji woli swoje kuchnie narodowe, niż import cudzych.

Oczywiście, bez zdecydowanej ingerencji państwa raczej nie ma szansy na poprawę. Niestety, największa okazja do promocji kuchni polskiej została zmarnowana podczas prezydencji Polski w UE. Niby były jakieś tam inicjatywy, ale kompletnie nietrafione - a to, co zrobił Radek Sikorski, zamiast polskich win i miodów pitnych promując wina węgierskie, to zdrada stanu tak ewidentna, że nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze za to nie odpowiedział.

W ostatnich latach kuchnia norweska przeżyła prawdziwą rewolucję, stając się jedną z najmodniejszych kuchni świata. Fenomen nie wziął się z niczego: rząd na promocję narodowej kuchni wydał nieprawdopodobne pieniądze - a teraz od tego odcina kupony. To samo stało się w Hiszpanii i Portugalii - państwach, które sławę kulinarną zdobyły stosunkowo niedawno.

W Polsce produkowane są znakomite sery i wina, ale są one bardzo drogie. Coraz więcej producentów tworzy prawdziwe cuda w zakresie wędlin dojrzewających czy wędzonych naturalnym drewnem. Powstają małe manufaktury, w których robi się przetwory z owoców i warzyw - pyszne i zdrowe. Doskonałe pieczywo ze starych odmian zbóż jest, niestety, drogie. Obowiązkiem państwa jest wspomaganie własnych producentów. Takie dzieła kulinarne powinny być reklamowane przez państwo na szeroką skalę, wspierane ulgami podatkowymi ... Restauracje serwujące kuchnię polską z lokalnych produktów też powinny dostawać jakieś wsparcie od państwa: choćby w postaci opłacenia inspektorów Michelin, którzy nie wyściubiają nosa poza Warszawę i Kraków.

Przecież to nie będą pieniądze wyrzucone w błoto: te pieniądze, tak czy inaczej, wrócą do budżetu państwa!

Animela
O mnie Animela

Jestem człowiekiem - przynajmniej się staram.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (70)

Inne tematy w dziale Rozmaitości