Ile lat potrzebuje potrawa, aby się wtopić w gastronomiczny pejzaż jakiegoś regionu? Sądząc co wszechobecności kuchni chińskiej, japońskiej, wietnamskiej i tajskiej nad Wisłą - góra trzydzieści. Ba - realnie jest to chyba czas znacznie krótszy, jeśli wziąć pod uwagę, że kebab, sushi czy zupa pho to ulubione potrawy młodego pokolenia: zwłaszcza kebab. O pizzy czy spaghetti to już nawet wspominać głupio - wiele osób we Włoszech jest mocno zdziwionych, że polskie specjały są tam tam popularne!
W tym kontekście 100 lat to prawie wieczność - a właśnie tyle liczy sobie obecność fasoli po bretońsku pod polskim słońcem. Potrawę tę sprowadzili do Polski ... żołnierze. I to, można powiedzieć, z przytupem, bo drukiem: w 1918 r. nakładem "Drukarni Narodowej" w Paryżu ukazał się drukiem podręcznik pod tytułem "Kuchnia garnizonowa oraz wskazówki tyczące się racjonalnego odżywiania wojska". Jeden z przepisów traktował właśnie o kuchni rodem z francuskiej Bretanii, czyli fasoli po bretońsku.
Wiele lat później przepis (po zmniejszeniu proporcji z armii na najmniejszą komórkę społeczną, czyli rodzinę) powtórzył znakomity Maciej Erwin Halbański, autor kilku znakomitych książek kucharskich, z wykształcenia prawnik i ekonomista. W 1975 r. ukazała się książka, która - gdyby Polska była poważnym krajem :) byłaby wznawiana co roku: "Domowa kuchnia francuska". Genialny ten człowiek był przeciwieństwem słynnej Julii Child, i to pod wieloma względami, ale przede wszystkim, o ile ona wszystko komplikowała ponad miarę, to on ma dar do niesamowitego uproszczenia. Po prostu - przepisy Halbańskiego są dobre, bo się udają! No i są rzetelnym odwzorowaniem kuchni francuskiej: z tym, że muszę położyć nacisk na słowo "domowej" - bo właśnie o domowym gotowaniu Halbański pisze.
Moi rodzice, co wielokrotnie przywoływałam, gotowali znakomicie: zwłaszcza tata. Ponieważ książka gdzieś zaginęła (może ktoś sobie pożyczył?), to na długie lata o niej zapomniałam - i dopiero aukcja na Allegro pozwoliła mi sobie ją przypomnieć. Wiedziona sentymentem, przyrządziłam potrawkę z kurczaka zgodnie z przepisem z książki - i wreszcie wyszło mi to, co zapamiętałam z domu rodzinnego, czyli nieziemską delikatność smaku ... Pamięć podsunęła mi kilka składników, które miały ubogacić dzieło, ale je ... popsuły. Naprawdę. Halbański to jest prawdziwy mistrz i mówię to ja, kobieta, którą trudno posądzić o przecenianie cudzej wielkości!
Oryginalna fasola po bretońsku to ugotowane ziarna (75 deko), 2 cebule i 1 ząbek czosnku podsmażone na maśle, a potem zaciągnięte trzema łyżkami pasty pomidorowej, rozrzedzone płynem spod fasoli. Do tego wrzuca się osączone ziarna (można dodać trochę płynu z gotowania), doprawia się solą, pieprzem i łyżką posiekanej naci pietruszki.
Już!
Oczywiście, Polska to nie Bretania, klimat robi różnicę, a i upodobania smakowe nas, Polaków, są nieco odmienne, więc z czasem dodało się boczek, a pietruszkę zastąpiło majerankiem. W końcu - cóż lepiej pasuje do boczku, niż majeranek?!!! Niemniej jednak koncepcja jest oczywista, a ja cieszę się szalenie, bo niedawno przeczytałam na blogu pewno (certyfikowanego, więc strach się bać!) Krytyka Kulinarnego, że fasolka po bretońsku pochodzi od ... anglosaskiej śniadaniowej fasolki w sosie pomidorowym.
To jednak trop bretoński odpowiada mi znacznie bardziej!
Inne tematy w dziale Rozmaitości