Zgodnie z ustawą o partiach politycznych „Partia polityczna jest dobrowolną organizacją, występującą pod określoną nazwą, stawiającą sobie za cel udział w życiu publicznym poprzez wywieranie metodami demokratycznymi wpływu na kształtowanie polityki państwa lub sprawowanie władzy publicznej..”. Dlatego w normalnych państwach partie obsługują tylko jakiś wycinek społeczeństwa: partie lewicowe pracują na rzecz wyborców lewicowych, prawicowe – dla prawicowców, no i partie centrowe zagospodarowują środek.
Zupełnie inaczej jest w państwach lewicowych, socjalistycznych czy komunistycznych (Niemcach Hitlera, Związku Sowieckim czy jego krajach-satelitach : Polsce, Czechosłowacji, NRD itd. Tam jedna wielka partia miała (w takich Chinach nadal ma) monopol na władzę. A ponieważ swoje lata już mam, to pamiętam doskonale, że największą wartością „przemian ustrojowych” w 1989 r. miał być pluralizm, czyli WIELOŚĆ partii politycznych. I tak na początku było: do Sejmu dostało się tyle ugrupowań, że trzeba było wprowadzić pięcioprocentowy próg – a i to Parlament był niemożliwie rozproszony.
Przez wiele wszyscy uczestnicy życia politycznego w Polsce jakoś potrafili się godzić z zasadą pluralizmu (choć np. taki Wałęsa narzekał, że miała być demokracja, a tu każdy głosuje jak chce, a inni „wolnościowcy” pluli na demokratyczne werdykty nie po ich myśli twierdząc, że wyborcy nie dorośli do demokracji), aż Donald Tusk postanowił wskrzesić ideę partii – od prawa do lewa przez centrum - pod nowym, „liberalny”, szyldem.. Jego partia, założona za niemieckie pieniądze, miała zlikwidować konkurencję partyjną: dorżnąć PiS-owskie watahy, ogrodzić konkurencję kordonem sanitarnym, zepchnąć PiS-iorów na margines. Po prostu – Tuskowi się wydawało, że zdoła reaktywować w Polsce ducha „ein Volk, ein Reich, ein Fuhrer” (warto zauważyć, że wszystkich współzałożycieli partii albo konkurentów do waaadzy Fuhrer Tusk pozbywał się zręczne – niektórzy już nawet wąchają kwiatki od spodu).
Nie dziwota, że kiedy Polacy pogonili niemiecką partię w Polsce niczym stado zdziczałych psów, a do władzy wynieśli Prawo i Sprawiedliwość, która naprawdę szanuje demokrację, totalna opozycja natychmiast podjęła próby obalenia legalnie wybranego rządu pod pretekstem – jak na prawdziwych komunistów, pojednanych z Putinem, przystało – obrony Konstytucji.- którą łamała właśnie totalna, i to wielokrotnie.
Obecnie były lider partii swego imienia, Petru Niezrównany, wyraża konieczność – a jakże – zbudowanie monopartii w opozycji do PiS. Jak bezwstydnie się wyraził, konieczne jest zerwanie z takimi przesądami, jak jakieś tam wartości czy tożsamość partyjna: liczy się wyłącznie dorwanie do konfitur waaadzy. Słów użył Petrus nieco innych, ale sens jest dokładnie właśnie taki: partie opozycyjne , niezależnie od różnic programowych, MUSZĄ się zjednoczyć, bo inaczej PiS-owi nie da rady odebrać władzy.
Naturalnie, co inteligentniejszy czytelnik MUSI się zastanowić: a po cholerę opozycji ta władza, skoro ŻADNE różnice programowe nie są istotne? … Oczywiście – kasa, misiu. Kasa! PiS szaleńczo – z punktu widzenia miłośników ośmiorniczek u Sowy – rozrzuca miliardy, a na to Petru i Schetyna nie mogą sobie pozwolić. Oni, ale przede wszystkim – ich animatorzy.
Czy Polacy ponownie dadzą mandat bezideowym wielbicielom naszych miliardów?
Czas pokaże.
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/ryszard-petru-dla-onetu-jestem-na-ty-z-morawieckim/s5jx0tt
Inne tematy w dziale Polityka