Dwie dziewczynki zginęły, a kilkadziesiąt jest rannych. Cały czas myślę - jakie ja miałam szczęście. Jakie MY mieliśmy szczęście ... Współczuję rodzicom, dziadkom, przyjaciółkom ... to po prostu niewyobrażalne: śmierć naszych dzieci ... Największa tragedia, jaka może się zdarzyć!
Współczuję też nauczycielom, którzy opiekowali się dziećmi na tym feralnym obozie. Wszystko było zorganizowane arte legis, ale coś poszło nie tak: zamiast wrócić do domu jak zawsze, do końca życia będą rozważać, czy coś zrobili nie tak. Bo namioty w lesie, bo w pobliżu nie było żadnego budynku ...
Sama setki razy nocowałam w lesie. Raczej w górach, choć na nizinach też. Lasy bywały różne, raz otaczała mnie kosówka, innym razem - nadjeziorne mazurskie sosny. Miałam szczęście, że nie było takiej burzy ....
Mało tego - za każdym razem, gdy syn wychodzi z domu, a były zapowiadane burze, modlę się, żeby wrócił cały i zdrowy ... zwłaszcza teraz, gdy już sam prowadzi samochód. A boczne podmuchy, i spadające konary ... To jest ŻYWIOŁ. A my, ludzie, jesteśmy śmiertelni. Można ciągać po sądach nauczyciela, że zabił nam dziecko, ale prawda jest taka, że to MY- JA - wysłaliśmy dziecko na obóz.
Do lasu.
Więc bardzo proszę: wiem, że to jest strasznie trudne, ale zachowajmy rozsądek i nie idźmy w tym kierunku, gdzie zakazuje się obozowania w lesie. Bo przecież, drodzy Państwo, miasto zbiera o wiele liczniejsze żniwo!
Inne tematy w dziale Społeczeństwo