Jeżeli może funkcjonować mleko sojowe (chyba strasznie długo trwa dojenie tych niewielkich w końcu ziaren, każdego po kolei) czy burger z buraka, to z pewnością warto też powalczyć (nigdy w życiu - zawalczyć, bo to psucie języka ojczystego) o hummus czysto mięsny. Skoro weganie kradną, to my też to róbmy. Wet za wet. Niech gwałt się gwałtem odciska. Oko za oko, ząb za ząb!
Potrzebujemy: ćwierć kilo wątróbki drobiowej (idealna jest oczywiście gęsia lub kacza, ale indycza też spełni swą rolę. Nie zapominajmy też o sienkiewiczowskich pantarkach, czyli perliczkach). Do tego jedna średniej wielkości cebula biała, obrana i niedbale pokrojona, ząbek czosnku, obrany, łyżka masła, listki z kilku gałązek świeżego tymianku albo szczypta suszonego, płaska łyżeczka do kawy majeranku suszonego albo płaska łyżka świeżego, sól, pieprz, płaska łyżka musztardy Dijon, dwie łyżka ciemnego sosu sojowego.
Na patelni rozgrzać lekko masło, dodać cebulę i czosnek, zeszklić na małym ogniu. Dodać wątróbkę (oczyszczoną, umytą i osuszoną, w temperaturze pokojowej) i nadal smażyć na małym ogniu, od czasu do czasu przewracając - gdy poczujemy, że to już, przkrójmy jedną pośrodku i sprawdźmy, czy nie jest krwista. Jeśli nie, zdejmujemy z ognia i studzimy (nie w lodówce!). Chłodną masę przekładamy do blendera, dodajemy przyprawy (sól i pieprz do smaku) i blendujemy.
Gotowy hummus przekładamy do miseczki lub słoika - można trzymać w lodówce przez tydzień.
Wyjdzie z tego prawie czubaty talerz do zupy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości