Kiedy 25 lutego napisałam notkę o tym, dlaczego "Pegasus" to nie jest dobry materiał na komisję śledczą (ani, mówiąc szczerze, na aferę), spotkałam się z opiniami typu "tia, znasz się na tym, hihihi!". Okazuje się, że czasem inteligencja, doświadczenie życiowe i kobieca intuicja są lepsze, niż tomy rozpraw.
Cóż się okazało? Klika dni temu "Rzeczpospolita" wypuściła artykuł, który potwierdził to, co pisałam kilka tygodni temu i co dla człowieka myślącego było od samego początku oczywistą oczywistością: Pegasus to takie samo narzędzie inwigilacji, jak inne, bez szatańskich umiejętności instalowania na telefonach dodatkowych treści (przynajmniej w tej konkretnej wersji), panowie B. byli inwigilowani jako zamieszani w przestępstwo, a sędziowie doskonale wiedzieli, na jaki rodzaj podsłuchu wydawali zgodę.
Z małej chmury wielki deszcz. Można się rozejść.
Inne tematy w dziale Polityka