Pewnie, że można kupić w sklepie. Tak, bywa nawet zjadliwy (w przeciwieństwie do dżemów z lat osiemdziesiątych, gdzie woda z płukania szklanek po kompotach była zabarwiana sztucznym barwnikiem i traktowana żelatyną). Prawdą jest jednak również, że naprawdę dobry dżem nawet przed inflacją potrafił wykrwawić nasz portfel. Nie konfiturę, choć ten najszlachetniejszy ze słodkich przetworów z wiśni wychodzi przepięknie, nie marmoladę i nie powidła, jak nagminnie piszą profani. Dżem. Słownie - DŻEM.
W czasach dzieciństwa ... ech, łza się w oku kręci za tymi tak dawnymi czasy ... wiśnie drylowało się spinką do włosów. Nową, nieużywaną. Dziś już tego elementu damskiej garderoby włosianej nie ma, więc większość nie wie, o co mi chodzi, i zapewniam - tak jest lepiej. My kupujemy za grosze drylownicę i wdrażamy w życie hasło "uwolnić pestki". Ilość w zasadzie dowolna, ale 3 kilo to ilość w sam raz: wyjdzie około 10 słoiczków, a nie urobimy się po łokcie. Wiem, co mówię - kiedyś z wrodzonej życzliwości oddałam przysługę intelektualną koleżance z pracy, która się okazała dziedziczką sadowników spod Grójca i w zamian otrzymałam wielką skrzynię wiśnie. Sądząc po czasie, w jakim pestkowałam to cholerstwo, było tam jakieś 200 kilo.
Nieważne. Koszmary mają to do siebie, że mijają (prace nad usuwaniem pestek zakończyłam wtedy jakoś chyba koło czwartej nad ranem), a trzy kilo to nie 200 i idzie to błyskawicznie. Oczyszczone z nadzienia owoce przerzucamy do dużego garnka o grubym dnie (że idealnie czystego, to nawet wstyd wspominać), dolewamy odrobinę wody - dosłownie pół szklanki - i powoli doprowadzamy do wrzenia pod przykryciem, po czym gotujemy już bez przykrywki do czasu, aż masa wyraźnie zacznie gęstnieć. Wówczas wsypujemy cukier i, mieszając, gotujemy jeszcze kilka lub kilkanaście minut. Moja rada jest taka: cukru dodać tyle, ile kto lubi. Wymieszać i spróbować. Dżem jest już gęsty, woda odparowała, więc będziemy wiedzieć, czy smak nam odpowiada. Ilość cukru zależy nie tylko od naszego upodobania, ale też od gatunku wisien i stopnia ich dojrzałości. Mnóstwo zmiennych, mnóstwo niewiadomych. Nie ma jednej miary. Cukier można też zastąpić np. prawdziwym ksylitolem (ja tak robię od pewnego czasu, bo słoiki wędrują do przyjaciół, znajomych i rodziny, a część osób nie używa cukru). Ostatnio na trzy kilo wiśni dałam sześć czubatych łyżek ksylitolu i dżem był mało słodki, ale naprawdę dobry. I przez ten brak słodyczy smak wiśni był bardziej wyrazisty.
Gotowy wrzący dżem przekładamy do czystych słoiczków tak, żeby od góry była wolna przestrzeń na palec (kciuk, a nie mały paluszek!), zakręcamy szczelnie, ustawiamy do góry nogami i nakrywamy kocem - niech tak śpią aż do wystygnięcia (jest to tak zwana pasteryzacja na sucho).
Tak przygotowane dżemy - ręczę za to reputacją - przechowują się doskonale co najmniej przez 5 lat.
Inne tematy w dziale Rozmaitości