https://www.salon24.pl/u/lukaszwarzecha/1314890,policja-z-dziarami-czyli-cywilizacyjny-upadek
Nie zawsze się zgadzam z redaktorem Warzechą - wręcz dość często mam zdanie odmienne - niemniej szanuję człowieka za dwie rzeczy: jest uczciwy intelektualnie i potrafi analizować, co w świecie dziennikarskim jest rzadsze od białego jednorożca, jednak notkę na temat upadku Policji, która będzie rekrutować osoby z tatuażami, aprobuję w całości. Nie ma sensu powtarzać argumentów pana Warzechy - podałam link, więc każdy zainteresowany może i powinien się z nią zapoznać - ale koniecznie chcę (choćby dlatego, że kiedyś już dawałam wyraz swojej dezaprobacie dla tatuaży) dodać kilka słów od siebie, ponieważ temat znam i budzi on moje żywe emocje.
Jestem kobietą 60-, więc doskonale wiem, o co chodzi z tymi tatuażami u kryminalistów i marynarzy. Tak - za moich czasów dziecięcych i młodzieńczych te dwie grupy społeczne można było rozpoznać na pierwszy rzut oka, choć malunki bywały dość odmienne. Wilki morskie ozdabiały się kotwicami czy cycatymi pannami - wątpliwej urody (malunki, nie panny!), natomiast kryminaliści miewali np. kropki koło oczu lub na dłoniach: tyle wiem z obserwacji w środkach komunikacji miejskiej i z opowieści mojej polonistyki, wyraźnie i niezdrowo zainteresowanej subkulturą więzienną. Uważam, że miało to - tatuowanie się określonych grup - bardzo wyraźną wartość dodaną: mianowicie łatwo można było uniknąć przypadkowej znajomości z niechcianą osobą. Tak - wiele osób tak myślało i naprawdę dawało duży komfort, jeżeli od pierwszego rzutu oka było widać, że mężczyzna o miłej powierzchowności to ktoś, kto siedział w więzieniu za kradzieże, gwałty czy morderstwa. Oczywiście istniał i pewnie zawsze będzie istnieć pewien szczególny rodzaj kobiet i mężczyzn, których to pociąga (podobno seryjni mordercy w USA są zasypywani propozycjami matrymonialnymi), ale generalnie - duża wygoda i ulga.
W komentarzu pod notką redaktora Warzechy napisałam, że domyślam się, co było inspiracją dla mody na tatuaże: słynna powieść Heinleina "Oby w obcym kraju",. Książka była naprawdę dobra i właśnie dlatego wyrządziła mnóstwo zła, jak każde lewackie dzieło.
A czy wiedzą Państwo, że osoba z tatuażami nie może być przedstawiona u dworu królewskiego w Londynie? ...
Na koniec ciekawostka literacka: najsłynniejszą postacią z ... no, nie tatuażem, ale piętnem wypalonym przez kata, ale efekt ostateczny był podobny - była lady de Winter z "Trzech muszkieterów" Aleksandra Dumasa? Awanturniczą trylogię czytałam ponad 40 lat temu, więc już dokładnie nie pamiętam, za co Milady została naznaczona hańbiącą lilią wypaloną gorącym żelazem (chyba za kradzież, ale się nie upieram), ale wiem dokładnie, że ramię z tym znamieniem kobieta smarowała maściami, które z czasem spowodowały jej zatarcie.
Konkludując: tatuaże w policji - NIE, natomiast bardzo bym chciała, żeby kryminaliści wrócili do tatuowania swoich tajemniczych kropek. To było takie praktyczne!
Inne tematy w dziale Kultura