Ciekawa jestem, ile osób z przedziału wiekowego 0-30 lat wie, co to jest śliwa renkloda ulena? Podejrzewam, że niewiele: kupują w hipermarketach (głównie przez internet, z dostawą do domu) fioletowe albo żółte śliwki, po czym uznają, że jednak awokado słodsze i bardziej aromatyczne. A moi rodzice mieli przy domu drzewko renklodowe: nie było duże, ale owoców było mnóstwo. I były to owoce NAJLEPSZE: co prawda skórkę miały zieloną (gdy kolor zaczął się lekko skłaniać w kierunku żółtego, oznaczało to, że cukier za chwilę zacznie skapywać z drzewa), ale .... nie było tak pysznych cukierków, jak renklody. O słodyczy już wspomniałam, ale miękkości, soczystości i aromatu nie odda żadne pióro.
Nic dziwnego, że gdy dorosłam do odpowiedniego wieku, skończyłam studia i w ogóle, otworzyłam zapisy na kandydata na męża. Warunkiem podstawowym i niezbędnym było posiadane przez niego odpowiedniego gatunku śliwy: renklody uleny. I co Państwo powiedzą? Trafiło się trochę wybrakowanych osobników, ale jeden trzymał poziom. Co prawda uleny były fioletowe, ale to im wcale nie odbierało uroku: może nawet wręcz przeciwnie. No i proszę bardzo: tak się składa, że akurat w posiadaczu królowej śliw zakochałam się jak głupia - nie to, co te interesowne panny dzisiejsze ....
A teraz obiecany przepis na renklodę ulenę: wziąć tak mało owoców, ile tylko się zdoła (na pewno nie więcej niż wiaderko!), lekko opłukać, znaleźć sobie przytulne miejsce w cieniu i pożreć wszystko jako akompaniament do dobrej książki.
Smacznego!
Inne tematy w dziale Rozmaitości