Wczoraj, czyli 10 grudnia 2022 r., media poinformowały o aresztowaniu Ewy Kaili, wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego, pod zarzutem korupcji. Nie znamy szczegółów, ale dowody muszą być mocne, skoro kobieta natychmiast została wyrzucona ze swojej partii. Wiadomo, że chodzi co najmniej o 600 000 euro w gotówce, a także o bardzo kosztownych prezentach. Oprócz pani Ewy aresztowano też kilku urzędników i parlamentarzystów.
Nikt, kto nie urodził się wczoraj i nie ma pamięci akwariowej rybki, nie może być zdziwiony. Wiadomo, że służby obrachunkowe UE całymi latami nie przyjmowały sprawozdań finansowych; nie na darmo "specjalistą" unijnym, czyli komisarzem ds. finansowych, był aferał-liberał Janusz Lewandowski, były minister ds. przekształceń własnościowych, oskarżony w Polsce o nieprawidłowości przy prywatyzacji dwóch krakowskich spółek - miał działać na ich niekorzyść. Sąd ministra uniewinnił, w uzasadnieniu argumentując, że co prawda nieprawidłowości były, ale Lewandowski NIE ZNAŁ SIĘ NA PRYWATYZACJI. Nie ma to jak rozgrzany sąd ...
Przypominam też, że ostatnio gorąco zaczęło się robić wokół Ursuli von der Leyen, której zarzuca się zakup 6,5 mld dawek "szczepionek" przeciw covid-19 (cała UE liczy 450 mln obywateli) w tajemnicy, bez przetargu i bez żadnych widocznych śladów. Pani przewodnicząca najpierw odmówiła ujawnienia swojej korespondencji w sprawie zakupu pod pretekstem, że e-maile nie podlegają informacji publicznej (bezczelnie łgarstwo), a potem stwierdziła, że - sorry Winnetou - wszystko wyparowało. Poszło się czochrać i nie ma. Publiczne baaaardzo grube miliardy poszły na zakup niepotrzebnych nikomu szczepionek ... za to pieniądze, zdaje się, były bardzo potrzebne mężowi pani przewodniczącej, który jest zawodowo związany z Big Pharmą.
Mój mąż z kolei, gdy się dowiedział o aferze korupcyjnej, powiedział, że brukselscy złodzieje uczą nas praworządności. Oczywiście jest to prawda, ale jednak niepełna: mnie po raz kolejny (bo pisałam już o tym kilkakrotnie) nasunęła się myśl: dlaczego my płacimy takie krocie tym eurobiurwom? ... Tłumaczy nam się, że ludzie stojący u steru rządów muszą zarabiać dużo, bo inaczej będą brać łapówki. Oczywiście jest to zwykłe kłamstwo: jak widać (a przecież zdecydowana większość łapówek nawet nie zaistniała w świadomości publicznej), że żadne, nawet najwyższe, zarobki nie powstrzymają ludzi nieuczciwych przed sprzedajnością.
Nie wiem, ile zarabia przewodnicząca Ewa Kaili, ale dysponuję wiedzą o zarobkach Donalda Tuska na stanowisku strażnika unijnego żyrandola. Proszę bardzo - tu odpowiedni fragment z 2014 r.: "304 207 EUR. Unia pokrywa także koszty zakwaterowania w kwocie 40 000 EUR na rok. Nasz premier, jako urzędnik spoza Belgii, otrzyma prawie 50 000 EUR jako tzw. dodatek za rozłąkę. Ponadto Donald Tusk może liczyć na dofinansowanie podróży do domu w Sopocie - jest to ponad 400 EUR. Co ważne, przewodniczący Rady Europejskiej może zatrudnić swój osobisty personel. Przykładowo ustępujący przewodniczący Herman von Rompuy zatrudnia 39 osób. Oczywiście wszystkie koszty również pokrywa Unia.". Tym osobistym personelem, jak wszyscy pamiętamy, było np. 4 lokajów.
Czy to brzmi jak zarobki demokratycznego przywódcy, czy raczej jak przychody wschodniego satrapy? ...
Przypuszczam, że aresztowana wiceprzewodnicząca miała dość podobne warunki "zatrudnienia" - no, może zamiast 39 członków osobistej służby przydzielono jej "tylko" 29.
A i tego było za mało.
Uważam, że czas najwyższy zacząć debatę na temat wysokości zarobków parlamentarzystów i urzędników zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej. Nie tylko dlatego, że rozwarstwienie ekonomiczne doszło już do stanu podobnego, jak w republikach bananowych, ale również dla dobra samych Tusków czy innych przewodniczących: bo ludzie, przyciśnięci kryzysem i inflacją, mogą tego zwyczajnie nie wytrzymać.
Inne tematy w dziale Polityka