To już, jak myślę, niedługo: kwestia miesięcy albo tygodni ... a może nawet dni? Lato, co prawda, na razie mamy wyjątkowo zimne (piszę z perspektywy mieszkanki podwarszawskiego miasta, bo podobno na zachodzi temperatury przez kilka dni przekroczyły nawet 30 stopni, co zmarzniętym Mazowszanom nie chce się mieścić w głowach), ale niektóre grzyby, te jesienne, to właśnie lubią. A gdy już pojawią się kurki, prawdziwki, osaki, prośnianki - wszyscy ruszymy w las. Co ja piszę - las? O nie, w Las! Narodowy sport Polaków, grzybobranie, za pasem!
Gdybym musiała zdecydować, co wolę: zbierać czy jeść - nie wiedziałabym, co wybrać. Niczym ten osiołek, to to mu dano w żłoby. Pierwsze grzyby zbierałam pod okiem rodziców, ale i dziadków, którzy umiejętnie potrafili przejść koło ogromnego borowika, żeby trzylatka miała szansę go upolować. Co prawda teściowa jest przeciwna grzybom leśnym, bo przecież "nawet najlepsi grzybiarze się zatruwają", ale ja jestem odporna na tanią propagandę. Grzyby są po to, żebym je wytropiła, osaczyła i upolowała, a przyniesioną z lasu zdobycz pięknie oprawiła.
Tu mała dygresja: proszę nie dać się zwieść narracji złych ludzi, którzy nie pozwalają grzybów porządnie umyć, aby nie straciły aromatu (rekomendują czyszczenie szczoteczką). Mało jest absurdów, które mnie tak irytują, jak te szkodliwe brednie. Po pierwsze - gdyby iść tym tropem rozumowania, to ziemniaków, mięsa i owoców też nie można byłoby myć. Po drugie, co oczywiste, moczenie nie odbiera grzybom aromatu. Po trzecie: większość grzybów leśnych wymaga nie tylko umycia, ale i porządnego namoczenia, czasem na całą noc: bo albo liście się przykleiły do kapelusza, albo (zwłaszcza kurki i prośnianki) zawierają w sobie tyle piachu, że nawet nie chcę myśleć o jedzeniu ich po oczyszczeniu szczoteczką. Stomatolodzy sobie liczą!
Gdy mamy już pięknie umyte i osuszone grzyby (najlepiej kilka młodych, ale dość dużych, prawdziwków i co najmniej pół kilo kurek, możemy się zabierać za wegetariańską i bardzo piękną potrawę.
Kurki kroimy lub nie, w zależności od wielkości. Na patelni roztapiamy tłuszcz (optymalnie: masło klarowane), podsmażamy na nim do zeszklenia drobniutko pokrojoną niedużą cebulę. Dokładamy kurki, solimy i dusimy pod przykryciem, a po pół godzinie zdejmujemy przykrywkę, żeby odparować większość płynu. Doprawiamy mielonym pieprzem i łyżeczką natki pietruszki drobno pokrojonej. Można dolać odrobinę słodkiej śmietanki i zagotować.
Gdy kurki są już prawie gotowe, na drugiej patelni smażymy prawdziwki pokrojone wzdłuż w plastry grubości pół centymetra - krótko podsmażamy, tak, żeby tylko lekko zwiędły (5-6 minut).
Na płaskich talerzach układamy fantazyjnie po kilka plastrów prawdziwków, a wokół układamy niewielkie kupki kurek. Podajemy z ulubionym pieczywem.
P.s. Zamiast prawdziwków można użyć równie młodych osaków lub koźlarzy, a kurki zastąpić prośniankami.
P.s. II. W moich rodzinnych stronach prośnianki to gąski żółte lub niekształtne, kurki to oczywiście pieprznik jadalny, a osak to koźlarz czerwony.
Inne tematy w dziale Rozmaitości