Walter R., pseudonim "Brzytwa", w 1988 r. zamordował dwie osoby - kobietę i mężczyznę - za co oglądał świat przez kraty przez 25 lat. Gdy wyszedł na wolność, prawie natychmiast zarąbał siekierą swego 67-letniego wspólnika w brudnych interesach. "Brzytwa" miał wówczas ponad 80 lat. Ot - krzepki staruszek, można powiedzieć.
Oczywiście mogłoby nie być tego trzeciego zabójstwa, gdyby nie fakt, że ktoś, kiedyś, po ciszu, po wielkiemu ciszu, zniósł karę śmierci. Ktoś powie - ojtam ojtam, wielkie mi halo: zginął niemłody człowiek, handlarz narkotykami, małe szkoda, krótki żal. Oczywiście jest to kompletna bzdura, ponieważ w ten sposób ten ktoś zgadza się na samosądy.
Dam Państwu inny przekład; historię bardzo głośną w czasach mojej młodości. Pewna nauczycielka straciła córkę; to musiało jej coś poprzestawiać w głowie, bo w "akcie zemsty" (jakiej zemsty - na niewinnym dziecku? ...) kobieta zabiła inną dziewczynkę. Postawiono jej zarzuty, sąd litościwie skazał ją na kilka lat więzienia; wyszła dość szybko. Po czym zabiła następną dziewczynkę - dziewięcioletnią uczennicę.
Tak to jest, gdy społeczeństwo bardziej współczuje mordercom, niż potencjalnym ofiarom. Wtedy giną niewinni ludzie. Tylko dlatego, że spora część społeczeństwa ma jakieś idiotyczne skrupuły typu "nie wolno odpłacać mordem za mord", choć kara śmierci jest orzekana po długim procesie sądowym, gdzie oskarżony może się bronić, skazuje się niewinnych ludzi na prywatne kary śmierci. Bo oczywiście - w Polsce, o czym piszę od wielu lat, kara śmierci istnieje i jest wykonywana - tylko, że ofiarami padają bynajmniej nie sprawcy śmierci, tylko ich niewinne ofiary.
I teraz pytanie do przeciwników kary śmierci: dlaczego uważacie, że wielokrotny morderca, czasem pedofil gwałcący i zabijający swoje ofiary, bardziej zasługuje na życie, niż jego ofiary? Zaczynam podejrzewać, że po prostu z mordercami się identyfikujecie!
Inne tematy w dziale Polityka
