Czy pamiętają Państwo jeszcze Komitet Obrony Demokracji? Ten, który powstał w odpowiedzi na wygraną przez Prawo i Sprawiedliwość całej puli w wyborach? Przypomnę: ta nie-partia została zainicjowana artykułem Krzysztofa Łozińskiego na portalu internetowym w dniu 18 listopada 2015 r. - następnego dnia Mateusz Kijowski na Facebooku założył ruch pod tą nazwą. To teraz coś, co prawdopodobnie większość z Państwa mocno zaskoczy: rząd Beaty Szydło został zaprzysiężony 16 listopada - dwa dni przed sławetnym artykułem Łozińskiego. Nie zostały wówczas podjęte żadne decyzje - stało się to kilka dni później (już PO ukonstytuowaniu się KOD).
Dobrze: zadajmy sobie inne pytanie: co to jest demokracja?
Oczywiście - wszyscy pamiętamy ze szkoły, że są to rządy większości. Jak wiadomo, zaczęło się od miast-państw starożytnej Grecji, gdzie mieszkańcy zbierali się na agorze, aby wybrać władze, i wrzucali różnobarwne kulki do glinianych garnków. Potem ręcznie liczono głosy i wszystko było wiadomo. Tyle, że takiej demokracji już nie ma - przynajmniej w europejskim kręgu kulturowym. Od pewnego czasu demokrację liberalną charakteryzuje się jako "rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości".
Czy zaczynają Państwo przeczuwać, o co mi chodzi? ...
Oczywiście haczyk tkwi w słowach "z poszanowaniem praw mniejszości". Co to oznacza? No na przykład, że ktoś, kiedyś, na czyjeś polecenie, wykreślił z prawa karę śmierci - mimo, iż ponad 80% społeczeństwa jest za nią. Otóż - mamy demokrację liberalną i uszanowano prawa mniejszości, czyli morderów. Proste? Proste!
Potem, na ten przykład, Donald Tusk zajumał połowę oszczędności emerytalnych Polaków, żeby mieć na ośmiorniczki i inne przysmaki, oraz podniósł wiek emerytalny - pomimo, że aż ponad 90% wyborców było temu przeciwnych. Niby demokracja, a jednak liberalna - i proszę bardzo, w celu uszanowania praw mniejszości pożerającej ośmiorniczki zniszczono Polakom perspektywy na przyszłość. Na starość.
Obecnie poszanowania swoich praw domagają się tzw. mniejszości seksualne. Już nie chodzi o to, że mamy ich tolerować, czyli cierpieć w grzecznym milczeniu ich istnienie, tylko w pełni akceptować wszelkie wybryki i wynaturzenia, jak "małżeństwa homoseksualne" i takież adopcje; nie wspominając o ponad 50 płciach. My, większość, musimy się pogodzić z żądaniami mniejszości, bo - demokracja liberalna.
Marzy mi się, żeby ludzie wreszcie zaczęli zadawać najbardziej podstawowe pytania, zamiast fascynować się walką w błocie, jaką prowadzą u nas partie polityczne wespół w zespół z tzw. dziennikarzami!
Komentarze
Pokaż komentarze (5)