W trudnych PRL-owskich czasach, kiedy to karpia kupionego w pracy mamy trzeba było przez kilka dni przetrzymać w wannie, moja siostra - wówczas początkująca nastolatka - postanowiła na Wigilię przyrządzić karpia z pieczarkami, według przepisu otrzymanego od kogoś bardzo światowego. Niestety, albo receptura była niedokładna, albo siostra coś pomyliła, bo wyszło jej coś po prostu niejadalnego. Siostrze było strasznie głupio zwłaszcza dlatego, że farsz składał się z samych pieczarek, co rodzicom od razu się nie podobało: uważali, że na pewno trzeba tam dodać grzyby przesmażone z dodatkiem cebuli i przypraw. Klęska tak bardzo zabolała nastolatkę, że z własnych (sic!) pieniędzy ambitnie kupiła potem rybę - kilka razy - i tak długo eksperymentowała, aż wreszcie wyszło coś, co posmakowało rodzinie i gościom.
Oczywiście od dawna wiem, że zniekształcony przepis musiał pochodzić od samego Pożerskiego de Pomiana, ponieważ końcowy rezultat był - zważywszy na okoliczności - zdumiewająco podoby do oryginału ...
Karp mojej siostry:
1 karp (1,2-1,5 kg), oczyszczony z łusek, wypatroszony, umyty i nasolony z plastrami cebuli przez noc,
1 szklanka białego wina (siostra nie znała wówczas teorii Neli Rubinstein, że do karpia można podawać wino czerwone, a zasada jest prosta: do ryb - białe i już!),
pół kilograma pieczarek, umytych, osuszonych i pokrojonych w plasterki,
1 duża cebula, obrana i pokrojona drobno,
spory pęczek natki pietruszki, umytej, osączonej i pokrojonej drobno,
olej do smażenia
sól i pieprz do smaku.
Karpia oczyszczamy z cebuli i zostawiamy w ciepłym miejscu. Na oleju przesmażamy cebulę z pieczarkami, aż odparuje woda i grzyby się zezłocą; pod koniec smażenia dodajemy sól, pieprz i pietruszkę. Przestudzonym farszem nadziewamy karpia, spinamy rozcięcie wykałaczkami i spajamy bawełnianą niefarbowaną nicią (albo po prostu zszywamy). Tuszkę posypujemy pieprzem z obu stron, układamy w prodiżu albo brytfannie, zalewamy całość winem i pieczemy do miękkości, ok. pół godziny.
Jak widać, jest trochę szczegółów różniących oba przepisy, ale generalnie nić przewodnia jest podobna. Przyznaję panu de Pomiane, że bardziej pasuje tu wino czerwone, choć dla mojego pokolenia to prawdziwa herezja, bo przecież:
"Ryby, drób i cielęcina lubią tylko białe wina,
zaś pod woły, sarny, wieprze jest czerwone wino lepsze.
A szampana, wie i kiep, można podczas, po i przed.".
Inne tematy w dziale Rozmaitości