Wszystkie genialne pomysły są dziełem ludzi leniwych albo zapracowanych - i tak moja matka, kilkadziesiąt lat temu, wymyśliła mrożone kotlety schabowe, już opanierowane, gotowe do wrzucenia na patelnię. Ponieważ matka pracowała 6 dni w tygodniu (potem była jedna wolna sobota w miesiącu, potem dwie, jeszcze później - w każdym miesiącu była tylko jedna sobota pracująca, aż doszliśmy do wszystkich sobót wolnych), niewątpliwie tego rodzaju pateny kuchenne były dla niej prawdziwym wybawieniem. Wracała wieczorem do domu, zmęczona i rozdrażniona, i mimo to szybko wyczarowywała dla całej rodziny kompletny, zbilansowany obiad. Że z mrożonki? Hallo - a dziczyzny i wielu innych mięs to się nie zamraża dla kruchości? ... Bądźmy poważni: jeśli osoby pracującej nie stać na służącą, a nie chce jadać w stołówkach czy nawet restauracjach (gdzie też, proszę mi wierzyć, wiele rzeczy się mrozi), to musi chadzać na skróty!
Kupujemy schab: młody, CIENKI, ale dość długi - chodzi o to, żeby jednak zrobić pewien zapas kotletów. Myjemy go, osuszamy, kroimy w plastry i CIENKO rozbijamy (proszę nie słuchać ludzi głupich lub złych, którzy narzekają na zbyt cienko rozbity schab w schabowych. To jest coś nieistniejącego. Schab musi być rozbity bardzo cienko - od tego zależy jego kruchość i ogólna dobroć). Każdy plaster oprószamy solą i pieprzem. W misce rozbijamy 2 jajka, dodajemy 2 łyżki zimnej wody, szczyptę soli i rozkłócamy. Przygotowujemy 2 duże talerze: 1 z mąką, a drugi z domową bułką tartą (jeśli ktoś nie ma domowej, to niech zrobi - wystarczy wysuszyć resztki bułek na grzejniku, zetrzeć na tarce i przesiać przez sito (kupna bułka tarta nie nadaje się nawet posypania oblodzonej drogi!). Robimy ciąg technologiczny: od lewej strony jest talerz z bułką, pośrodku miska z jajkiem, a z prawej strony - z mąką (plastry schaby są u góry, nad talerzem z mąką). Każdy plaster nakłuwamy na widelec, obtaczamy starannie w mące, nadmiar strzepując, potem maczamy w jajku (też odrobinę musi spłynąć), a na końcu - w bułce tartej (oczywiście wiadomo, że wszystkie te czynności dotyczą OBU stron plastrów schabu, prawda? ...
Odpowiednio opanierowane plastry schabu zawijamy dokładnie w folię spożywczę, KAŻDY OSOBNO. Układamy je jeden na drugim (w przypadku dużej ilości mięsa stosików może być kilka) i wkładamy do zamrażarki.
A kiedy przyjdzie ... a przejdzie czas na ciebie, kotlecie! ... szybko obieramy ziemniaki, zalewamy je ugotowaną w międzyczasie wodą, solimy i gotujemy do miękkości. Rozgrzewamy odpowiedniej wielkości patelnię, rozgrzewamy na niej smalec (ostatecznie: olej), wyjmujemy odpowiednią liczbę zamrożonych kotletów, zdejmujemy z nich folię i wkładamy na patelnię. BEZ ROZMRAŻANIA.
Jak widać, roboty z przygotowaniem surowca jest całkiem sporo, ale robi się to w sobotę albo w niedzielę. Schabowe mrożone mają też tę przewagę nad np. gulaszami, że można je podawać nie codziennie, tylko raz czy dwa razy w tygodniu - albo miesiącu. Wystarczy dodać np. sałatę z winegretem czy choćby ogórki kiszone/korniszony, marynowaną paprykę, kiszone grzybki, mizerię, kiszoną kapustę czy co tam się ma na podorędziu, i już szybki, pyszny, zdrowy obiad jest gotowy!
Ja od pewnego czasu, zamiast smażenia na patelni, używam czegoś, co kupiłam jako opiekacz do kanapek, a co - de facto - jest grilem kontaktowym. Urządzenie nie było specjalnie tanie, ale miałam już dość opiekaczy, które wcześniej kupowałam, a które służyły mi rok, dwa, góra trzy, i trzeba je było wymieniać. W opiekaczu/grilu można smażyć jednocześnie dwa niezbyt wielkie kotlety lub jeden duży, ale idzie to szybciej niż na patelni, no i beztłuszczowo, a mięso i tak wychodzi smaczne. Nie - nie będę kłamać, że lepsze niż z patelni, ale w pewnym wieku fakt, że unikam dodatkowej porcji tłuszczu, zaczyna nabierać dodatkowej wartości.
P.S. Nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś rozpoznał, że to produkt mrożony. Nigdy, przenigdy, naprawdę!
Inne tematy w dziale Rozmaitości