Frank Drebin napisał wczoraj notkę, która bardzo mnie poruszyła, i to na wielu poziomach - intelektualnym, emocjonalnym, sentymentalnym, kulturowym ... https://www.salon24.pl/u/takiesobie/1078522,cialopozytwnosc-jest-chora-i-smiertelna
Krótko: autor pisze, że panująca od jakiegoś czasu (a właściwie - bardzo nieśmiało raczkująca) moda na aprobatę dla własnego ciała jest po prostu niebezpieczna. Celebryci wrzucający swoje zdjęcia z nadwagą mają robić młodym ludziom sieczkę vel wodę z mózgu. Ja to widzę, z całym szacunkiem dla autora, zupełnie inaczej.
W "ciałopozytywności" chodzi o to, aby wreszcie skończyć z kultem nienaturalnie pięknych i chudych ciał ludzkich, dodatkowo obrabianych fotoszopem. Moda na wiotkie talie jest stosunkowo młoda, bo zaczęła się w międzywojniu: wcześniej ideał kobiecego piękna był zawsze mniej lub bardziej (czasem - bardzo; vide: obrazy Rubensa choćby) pulchny. Ba - nawet antyczne rzeźby pięknych kobiet przedstawiały kobietę, by tak rzec, konkretną! Wenus z Milo dla współczesnych dyktatorów mody byłaby spaślakiem; o neolitycznej Wenus nawet nie wspominajmy - szersza niż wyższa ...
Chyba pierwszą sławną modelką o pokroju wierzby była Twiggy; potem już ruszyła lawina. Dziewczyny katowały się głodówkami, ale również - narkotyzowały się, żeby tylko mieć sylwetkę niedojrzałego chłopca, bo to dawało szansę na karierę w modelingu. Niestety, śladem modelek idą całe rzesze dziewczynek, dziewcząt i dorosłych kobiet, które chęć naśladowania wychudzonych modelek przypłaciły anoreksją, bulimią, zaburzeniami psychicznymi lub po prostu śmiercią.
Rozsądni ludzie (wielka szkoda, że kobiety lewicy tym się nie zajmują) alarmują od lat, że jeśli projektanci haute couture nie odejdą od forsowania na wybiegach manekinów-szkieletorów, na których student medycyny może się komfortowo (nie w prosektorium) uczyć budowy układu kostnego, to marzeniem nastolatek zawsze będzie osiągnięcie tego etapu wychudzenia, który daje nadzieję na wielką karietę, i będą to marzenie realizować kosztem zdrowia, a często i życia.
Tak się składa, że córka mojej nauczycielki matematyki, nastolatka w wieku licealnym (pierwsza połowa lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku), wpadła w anoreksję. Doprowadziła się dziewczyna do takiego stanu, że leczenie szpitalne pomogło co prawda, ale dochodzenie do zdrowia trwało latami. Podziwiam panią Kosek - w tamtych czasach niewiele wiedziano o chorobie zwanej "anoreksja", a o leki było niezmiernie trudno, ale wyciągnęła córkę z choroby ... no, ale mniejsza.
Modelki plus size powoli zaczynają pojawiać się na wybiegach (podobnie jak kobiety 30 plus, choć do niedawno dominowały tam po prostu nastolatki); uważam to za coś, co sprawia, że świat odrobinę normalnieje.
Proszę - nie niszczmy tego pozytywnego trendu!
Inne tematy w dziale Rozmaitości