Agnieszka Kręglicka napisała w której ze swoich książek - tej o restauracjach - że oboje z bratem najbardziej lubią przaśną wersję prowansalskiej potrawy - taką rozgotowaną na pastę, którą można kłaść na kanapki. Przyznaję, że mam to samo, a dodatkowo -sama, tymi rękami - urozmaiciłam repertuar letnich past warzywnych. Potrzebujemy do tego dosłownie trzech składników, niewiele pracy i sporo cierpliwości - plus garnek albo patelnia ze szczelną przykrywką. Bierzemy tyle samo objętościowo obranej, pokrojonej możliwie cienko cebuli (żółtej - czerwona w tym przypadku nie jest wskazana) i papryki, ale tej bułgarskiej, jasnożółtej, spiczastej, o cienkich ściankach i niepowtarzalnym aromacie - umytej, oczyszczonej i też cienko pokrojonej. Na patelnię dajemy łyżkę oleju o neutralnym smaku, dodajemy warzywa, solimy, mieszamy, przykrywamy i dusimy na małym ogniu do pożądanej konsystencji: jak, jak wspomniałam, preferuję masę prawie jednolitą. Z jakiegoś powodu połączenie długo duszonej cebuli z papryką daje niesamowity efekt smakowy i zapachowy, ale tylko i wyłącznie w przypadku prawdziwej bułgarskiej papryki - przy innych magia już tak nie działa. Prawie jak leczo, ale nie na smalcu i bez pomidorów, więc różnica w smaku jest kolosalna.
Od czasu, gdy Yotam Ottolenghi w "Jerozolimie" opublikował przepis na szakszukę, świat oszalał na jej punkcie i każdy kulinarny bloger podaje na nią przepis, robiąc to w dwojaki sposób: jedni, ci szczęśliwsi, przysięgają, że receptę dostali w najlepszej szakszukowni w Izraelu, a mniej obyci w świecie podają to samo, tylko z zastrzeżeniem "własnej modyfikacji". A ja uważam, że szelma Yotam podkradł tradycyjny przepis, obecny w mojej rodzinie od pokoleń, i popsuł go całkowie górą niepotrzebnych dodatków. Bo u nas od zawsze jadało się letnią jajecznicę z pomidorami: mój ojciec na przykład w ten sposób zaczynał każdy wolny letni poranek. Z tym, że tata pomidory rozprażał albo na skwarkach, albo na maśle. Ja, choć od skwarek i masła bynajmniej się nie odżegnuję, trochę uprościłam jeszcze rodzinną tradycję. Mianowicie 2-3 duże, dojrzałe pomidory, najlepiej malinowe albo bawole serca, sparzam wrzątkiem przez kilka sekund, obieram ze skórki, wycinam trzpień, kroję byle jak, wrzucam na patelnię, solę i duszę tak długo, aż pomidory się rozpadną, a duża część płynu odparuje - ten zabieg powoduje, że zawartość pomidorowości w pomidorach jest co najmniej podwojona. Wbijam jajka, dodaję pieprz i znów duszę, mieszając, aż jajka lekko się zetną.
Muszą Państwo przyznać, że moja wersja jest o wiele elegantsza niż szakszuka, utrzymana w tradycji powściągliwego francuskiego umiaru, zamiast typowo wschodniego przepychu rodem z "1001 nocy" ...
Inne tematy w dziale Rozmaitości