Mogłoby się wydawać, że pieczystego nie powinno się podawać latem, ale to jest błędne stanowisko. Baraniną zajadają się przecież właśnie ludy południa, nie północy! Grecy, Włosi, Hiszpanie, Arabowie - wszystkie te nacje kochają wełniaste stworzenia. Może właśnie dlatego, gdy wczoraj w Makro uśmiechnęła się do mnie noga barania, wzięłam ją bez wahania.
Czemu nie jagnię? Otóż - większość jagniąt dostępnych w sklepach to tak naprawdę dorosłe zwierzęta, którym szlachetne miano nie przysługuje, ale ... powiedzmy to sobie szczerze: Polacy nie znają się na owcach, bo przez dziesiątki lat nie były dostępne w sklepach (a gwoli prawdy, to i do dziś są wielkimi nieobecnymi). Ja, oczywiście, jagnięcinę kocham, ale cena prawdziwej jest zaporowa, a nie lubię przepłacać za iluzję. A baranina dobrze zrobiona naprawdę nie jest gorsza w smaku od jagnięciny.
Mój kawał (trochę ponad 2 kg) już był oczyszczony z tłuszczu i błonek, więc pracę miałam ułatwioną. Umyte, wysuszone mięso natarłam cukrem, solą i pieprzem, skropiłam octem i obłożyłam grubo obraną i pokrojoną w plastry cebulą i czosnkiem oraz świeżymi ziołami: tymiankiem (mnóstwo - zerwałam pełną garść gałązek) i rozmarynem (listki z trzech gałązek) - zostawiłam pod przykryciem w lodówce.
Dziś mięso wyjęłam, zgarnęłam warzywa do miski, udziec osuszyłam ręcznikiem papierowym i obsmażyłam w brytfannie ze wszystkich stron na rumiano - na smalcu. Potem do brytfanny dodałam warzywa, szczelnie nakryłam przykrywką i wstawiłam do piekarnika. Piekłam przez 3,5 godziny, dwa razy odwracając w tym czasie mięso, a potem zostawiłam w zamkniętym piekarniku jeszcze na 2 godziny.
Mięso rozpływało się w ustach, i nie wierzę, by ktoś (poza specjalistami) był w stanie rozpoznać, że to baran, a nie jagnię.
Sos przecedziłam, dodałam śmietanki, zagotowałam i podałam do mięsa i ziemniaków gotowanych oraz sałaty z winegretem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości