Ręka do góry - kto pamięta, ile czasu jeszcze kilkadziesiąt lat temu trwał sezon na szparagi? Miesiąc: zaczynał się w połowie kwietnia, kończył w połowie maja (mówię, oczywiście, o naszej części świata). W ostatnich latach dobrze, jeśli szparagi pokazują się w maju; w tym roku pierwsze krajowe wykwintne warzywa kupowałam w drugiej połowie maja.
A kto wyniósł z domu - od rodziców, dziadków, może znajomych? - powiedzenie: "Siejesz w marcu, zbierasz w garncu; siejesz w maju, zbierasz w kraju)? Oznacza to, że marcowe zasiewy, zaraz po rozmarznięciu ziemi po zimie, przynosiły obfite plony, natomiast wysiew późny, bo aż w maju, oznaczał słabe plonowanie? ... Z dzieciństwa i wczesnej młodości pamiętam, że wszyscy spieszyli się z orką czy kopaniem ziemi w marcu - potem to już tylko lekkomyślni gospodarze czy działkowicze siali (oczywiście, nie dotyczy to warzyw ciepłolubnych, które sadziło się z rozsady po tzw. ogrodnikach, czyli przymrozkach występujących w połowie maja).
Smardze ... Te wyjątkowo smaczne grzyby pojawiały się kiedyś właśnie w marcu - kiedy to straciło moc obowiązującą? Najwcześniejsze grzyby, jakie zbierałam (mowa o tych najzwyklejszych, nie o uszach bzowych i innych okazach, które pojawiają się przez cały rok) pojawiły się 10 kwietnia jakieś 45 lat temu - były to kurki i koźlarze pomarańczowe, zwane u nas osakami. Jednak pierwsze kurki od dzieciństwa zbierałam w pewnym brzozowym lesie już od początku maja - to była norma. Podobnie, jak normą był majowy wysyp prawdziwków: mnie one ekscytowały, ale śp. tata tłumaczył mi, że te majowe są zawsze robaczywe. I były, i co z tego? Były, i bywały przecudnej urody!
Nie wiem, czy obecne szkoły uczą tego, skąd się wzięły nazwy miesięcy, więc na wszelki wypadek przypomnę, że stare polskie przysłowie "W marcu jak w garncu" oznacza, że miesiąc zaczynał się zimnem, czasem nawet mrozem, ale w miarę upływu czasu, niczym w garncu, robiło się cieplej - koniec marca oznaczał gorącą pogodę, która w kwietniu bywała kapryśna: "Kwiecień-plecień, bo przeplata: trochę zimy, trochę lata". Otóż o ile kwietnie zdarzają się ciepłe, to marzec od bardzo dawna nie był gorący.
Dzisiejszy rok nie jest wcale anomalią: jest kontynuacją trendu, który obserwuję od jakichś 50 lat. Całe moje dzieciństwo i młodość to było wysłuchiwanie żalów rodziców i innych dorosłych nad tym, jak okropnie zmieniła się pogoda. Gdy oni byli dziećmi i młodymi ludźmi, to zimy były krótkie, ale na ogół śnieżne i zimne, za to lato - długie i bardzo upalne. Mama nie mogła się pogodzić z tym, że rok w rok lato jest krótkie niczym w Anglii i zimne. Temperatury latem, gdy byłam dzieckiem, nie przekraczały 26, góra - 28 stopni, i ciepłolubna mama czuła, że świat się starzeje, bo w czasach jej młodości lato było UPALNE (ojcu chłód aż tak nie przeszkadzał, jak mamie, ale on też narzekał, że za każdym razem, gdy spadł przelotny deszcz, to temperatura spadała do dwudziestu stopni - a jak on był młody, to po każdym deszczyku natychmiast wracało gorąco). Nie ma żadnego globalnego ocieplenia - w Bułgarii, Włoszech, Grecji itd., np. w USA, zimy są wyjątkowo chłodne lub mroźne, a we Włoszech nawet przedwczoraj spadł grad wielkości piłeczek.
Zmiany klimatyczne to fakt. Historia Ziemi to historia naprzemiennie wielkiego gorąca i oblodzeń - w dłuższych i krótszych interwałach. Twierdzenie, że jest to jakieś novum, i jeszcze związane z działalnością człowieka, to dowód intelektualną pauperyzację ostatnich lat.
Inne tematy w dziale Rozmaitości