Nigdy nie starałam się ukrywać, że mam w domu sporą bibliotekę, w tym - książek kucharskich. Do jednej z nich mam sentyment szczególny, choć używam jej bardzo rzadko, a i to jako luźną inspirację. Z tej książki - wydanej w roku 1991 - dosłownie powiewał wiatr wolności, dobrobytu i elegancji. Skromne wydawnictwo Burdy "Wykwintna kuchnia na każdy dzień" naonczas robiło potężne wrażenie na każdym, kto miał z przepisami do czynienia. To dzięki burdowym przepisom, między innymi, robiłam kiedyś furorę zupą pomidorową z kukurydzą (z puszki, a jakże!), sałatką "Astoria" czy cevapcici z sałatką z papryką.
Dziś zapewne na nikim nie zrobiłabym piorunującego wrażenia podając sałatkę z makaronem, ale nie to jest w tej chwili ważne. To, co mnie uderza przy lekturze książki dziś, to duża ilość produktów, które prawie trzydzieści lat temu można było kupić równie łatwo, jak dziś, a może nawet i powszechniej? ...
Kraby, krewetki, seler naciowy, mnóstwo dziczyzny, jagnięcina - czy to naprawdę możliwe, że to wszystko można było w Polsce kupić raptem dwa lata po sławetnej transformacji? ... Dziwnie się to pisze, ale - tak. Oczywiście nie wszędzie można było dostać to samo - w jednych miejscach można było kupić owoce morza, gdzie indziej comber z barana - ale tak: wówczas Polacy zostali dosłownie zasypani całymi górami egzotycznych produktów. Były to czasy, gdy w sklepach można było kupić puszki z zupami Campbella, przeróżne fasole (uwielbiałam fleżolet, która potem zniknęła na kilkadziesiąt lat), sarninę, słoiki z różnymi szparagami, strasburskie pasztety i wiele innych. To wszystko się pojawiało na jakiś czas i znikało: oczywiście byliśmy wówczas za biedni na większość z tych rzeczy ...
Dziś naprawdę egzotyczne produkty można nabyć w sklepach internetowych. Czasy, gdy w hipermarkecie kupowałam comber barani - świeży, nie mrożony, i w ludzkiej cenie - już raczej nie wrócą. Są w sklepach miejsca, gdzie można kupić egzotyczne przyprawy czy owoce w puszkach, ale to wszystkie jest takie jakieś ... wybrakowane, smutne, powtarzalne. Nie powstały u nas sklepy rybne z prawdziwego zdarzenia czy miejsca, gdzie można zamówić kość szpikową krojoną w poprzeczne lub podłużne części, nerkówkę z zająca czy poprosić o owinięcie schabu otrzewną. Prawdziwe piekarnie z ponad stuletnią tradycją padły lub padają, a sieciowe - nawet najlepsze - to tylko masówki.
No to może na pocieszenie, tuż przed postem, zróbmy moją pomidorową z kukurydzą? ... Moją, bo przez kilkadziesiąt lat dość mocno ją zmodyfikowałam.
Wróć - udoskonaliłam!
2 duże cebule, puszka kukurydzy z zalewą, łyżka masła klarowanego, słoiczek dobrego przecieru pomidorowego, litr rosołu, pół szklanki śmietanki kremówki 12%, natka pietruszki, sól, cukier, pieprz do smaku
Cebule obrać, pokroić bardzo drobno, dusić pod przykryciem na maleńkim ogniu, aż będzie miękka. Dodać przecier, przesmażyć. Dodać kukurydzę z zalewą i rosół, doprowadzić do wrzenia i gotować jeszcze 15 minut. Doprawić do smaku. Dodać śmietankę i drobno pokrojoną natkę pietruszki.
Proporcja na 5 osób - ja najczęściej podaję do zupy grzanki.
P.S. Włosi przerażeni koronawirusem, nieświadomi faktu, że maseczki nie skutkują, wykupili cały zapas, co wyzwoliło przedsiebiorczosc i wywyndowalo ceny na wyzyny, w zwizku z czym rzad zapowiedzial ostra walke ze spekulantami. Taka to mamy w eurokolchozie wolnosc gospodarcza ...
Inne tematy w dziale Rozmaitości