"W kokpicie Boeinga 767 był "wyciśnięty" bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia - dowiedział się "Nasz Dziennik". Taki stan rzeczy zastali amerykańscy technicy, którzy uruchomili system z kabiny samolotu. Bezpiecznik powinien być włączony - twierdzi gazeta.
Nasz Dziennik precyzuje,że powodem niepowodzenia operacji awaryjnego wypuszczenia podwozia w Boeingu 767 mogło być wybicie bezpiecznika tego systemu. "Możliwości są dwie: albo uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga. Sekwencję działań pilotów i sprawność układów w samolocie bada Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Pierwszym odruchem załogi po stwierdzeniu braku odpowiedzi systemu elektromechanicznego powinna być weryfikacja obwodów zasilania. A takiej czynności - jako oczywistej - nie ma w instrukcji, bo ta opisuje tylko algorytmy i sekwencje bardziej skomplikowanych działań w konkretnej sytuacji, wymagającej precyzji i zachowania odpowiedniej kolejności. System awaryjny wypuszczania podwozia ma swój bezpiecznik - obok innych - w szafie za pilotami. Jeśli jest on z jakiegoś powodu wyłączony, to dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Jeśli w tym elemencie nastąpiłoby przeoczenie, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek, z których z dużą dokładnością można odczytać czas ewentualnego zaniku zasilania w obwodzie awaryjnym. Nie można też wykluczyć, że bezpiecznik został prawidłowo sprawdzony przez załogę, był załączony, ale uległ uszkodzeniu i system awaryjny nie mógł zadziałać" - to wierny cyta z ND.
Gdyby rzeczywiście horror na Okęciu wynikł z błędów (zaniechań) pilotów, to trzeba byłoby chyba odwrócić powiedzenie - od zera do bohatera. Co sądzicie?
Analizuję fakty i wyciągam wnioski. Nie lubię gołosłownych twierdzeń. Nie schlebiam tłumowi.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka