Szef „Wiary Lecha” będzie oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej oraz o poniżenie przez plucie na potrzeby pokazowej akcji rozprawy rządu z kibolami. Litar miał prawo czuć się bezkarnie, bo przestępstwa, o które jest podejrzewany, są ścigane z oskarżenia prywatnego. Oznacza to, że – co do zasady – prokuratura i policja nie wszczynają dochodzenia, a skargę musi wnieść pokrzywdzony. Od policji może on się jedynie domagać zabezpieczenia dowodów. Gdy sprawa trafi do sądu, to pokrzywdzony musi jeszcze wyłożyć 300 zł tytułem wpisu.
Ponieważ opluty kibic nie kwapił się do działań przeciwko Litarowi, to władza w ramach rozprawy z kibolami postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Skorzystała z możliwości, jakie daje art. 60 § 1 kodeksu postępowania karnego. Przepis ten przewiduje, ze jeśli wymaga tego interes społeczny, to prokurator wszczyna postępowanie także w sprawach, które normalnie toczyłyby się tylko z oskarżenia prywatnego. „Interes społeczny” to pojęcie niedookreślone, różne rzeczy tu można wstawić, nie ma wyczerpującego katalogu sytuacji, kiedy można stwierdzić, że wymagają interwencji prokuratora ze względu właśnie na ten interes społeczny. Może chodzić np. o szczególną złośliwość, działanie w miejscu publicznym, istotną szkodę, właściwości i warunki osobiste sprawcy, zależność pokrzywdzonego od sprawcy i inne okoliczności utrudniające pokrzywdzonemu realizację jego uprawnień z zakresu oskarżenia prywatnego. Coś z tej listy prokurator pewnie wybrał.
W jednym uczeni prawnicy-karniści są zgodni - sąd nie może oceniać, czy zaniepokojenie się prokuratora interesem społecznym było uzasadnione czy nie. Inaczej mówiąc – sąd nie może pozbyć się sprawy bez jej merytorycznego załatwienia (skazania lub uniewinnienia) argumentując, że prokurator – a w domyśle ludzie wydający mu telefonicznie polecenia - był zbyt przeczulony na punkcie interesu społecznego. Zresztą pewnie sprawę i tak przypadkiem dostanie ”rozgrzany” sędzia.
Co istotne, chłopcy Tuska mogą zresztą zacząć twórczo korzystać z art. 60 także na inne potrzeby w przyszłości. Czyż w interesie społecznym nie jest, aby na stadionach nie pojawiały się antysemickie transparenty obrażające kogokolwiek, zwłaszcza kochanego przyjaciela Szech…, pardon Michnika? Czy można „słońce Peru” nazywać matołem albo zdrajcą? A czy poza stadionami można bezkarnie obrażać autorytety takie jak np. Wałęsa, albo obiektywnych, niezależnych (od PiS oczywiście) dziennikarzy?
Analizuję fakty i wyciągam wnioski. Nie lubię gołosłownych twierdzeń. Nie schlebiam tłumowi.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka