Obejrzałem ostatnio film Ridleya Scotta pt."Napoleon". Jako bonapartysta i wielbiciel korsykańskiego cesarza miałem pewne oczekiwania, choć brałem tez pod uwagę, że film został stworzony przez Hollywood, które z prawda historyczną często jest na bakier.
To co jednak obejrzałem to prostu dno kina historycznego i biograficznego. Tak zafałszowanego i zakłamanego filmu dawno nie widziałem. Przede wszystkim jest to film antynapoleoński, nakręcony według wzorców angielskiej propagandy, do czego reżysera zobowiązały chyba korzenie, wszak jest Angolem. Napoleon jaki wyłania się z tego obrazu to postać nadęta, zakompleksiona, antypatyczna, nieprzyjazna, którą trudno lubić. Aż dziwne, że ktoś taki mógł porwać za sobą większą część ludności Europy. Do tego sportretowano go jako mizogina obrażającego publicznie własną żonę, okrutnego dowódcę, megalomana. W lepszym, ale jednak prawdziwym świetle pokazano o zgrozo nawet Hitlera w filmie "Upadek".
Reżyser skupił się na jakiś mało ważnych wydarzeniach z bogatego życia Napoleona I, ale pominął wiele z tych ważnych jak zwycięstwa pod Marengo, nad Prusami (1806), nad Rosją (1807), pod Wagram (1809), inwazję na Hiszpanię (1808), spisanie i wydanie nowoczesnego Kodeksu Napoleona (1804). Nie dowiemy się niczego na temat prawdziwej, bogatej i ciekawej osobowości cesarza Francuzów oraz jego osiągnięciach jako władcy, administratora, w architekturze i nauce. Prawie ani słowa o tym, że to dzięki niemu ustał rewolucyjny terror, a sama rewolucja została de facto zahamowana. Zamiast niej zapanowały stabilizacja i rozwój, także gospodarczy.
Fani scen batalistycznych również mogą czuć się zawiedzeni, gdyż poza pokazaniem obrony Tulonu, bitwy pod Piramidami, Austerlitz i Waterloo, więcej nie zobaczą. Przy czym realia pola bitwy nie zostały pokazane takie jakie były rzeczywiście. Opinie znawców tematu są tu jednoznacznie negatywne. Nie mówiąc o tym, że nie pokazano na czym polegał słynny geniusz bitewny Napoleona I, a zamiast tego na koniec filmu rozliczano go z 3,000 000 ofiar wojen napoleońskich, za które to ofiary miał być odpowiedzialny oczywiście wyłącznie Napoleon. Nie podano przy tym, że prawie wszystkie z tych wojen zostały Napoleonowi wypowiedziane przez jego wrogów, a wszystkie koalicje, które je wszczynały były montowane przez Anglię- to wredne, zdradzieckie państwo, które nie mogło znieść, że cesarz Francji rzucił jej wyzwanie ze swoimi wolnościowymi ideami. Nie jest też dziś tajemnicą, że Napoleona zwalczała i doprowadziła do upadku brytyjska masoneria, której interesy naruszył.
Kwestia polska, która zajmowała przecież ważne miejsce w życiu Napoleona nie znalazła się w filmie, tak jakby nie istniała. Podobnie jak wiele ważnych postaci, które się przewinęły w tamtych czasach- Roustana, marszałków napoleońskich, Fouchego, hrabiny Walewskiej, księcia Józefa Poniatowskiego. Pozytywnie pokazano oczywiście Józefinę, która miała rozkazywać Napoleonowi oraz rzecz jasna wspaniałego Wellingtona i angielskich dowódców spod Waterloo, którzy wygrali tylko i wyłącznie dlatego że z pomocą przyszła im w ostatnim momencie armia pruska Bluchera.
Kwestie historyczne to kolejny poważny mankament tego filmu, podobnie jak wyjątkowo kiepska gra aktorska J. Phoenixa. I tak Napoleon nie był naocznym świadkiem ścięcia Marii Antoniny, bo był w tym czasie w Tulonie. Rozwód z Józefiną nastąpił w 1809 roku i odbył się z pełnym szacunkiem dla niej, bez rękoczynów, długo po zawarciu pokoju w Tylży (1807), a nie przed nim. Napoleon abdykował pierwszy raz w kwietniu 1814 roku nie ze względu na klęskę w Rosji (1812), ale pod naciskiem marszałków, którzy zawiedli w czasie obrony Francji i wpuścili na jej teren wojska koalicji antyfrancuskiej (1814). Wreszcie Józefina zmarła 29 maja 1814 roku, a nie wiosną 1815 r., kiedy Napoleon tryumfalnie powracał do Francji z Elby. Takich przykładów jest więcej, a gdy wytknięto je reżyserowi ten reagował dość nerwowo, nawet wulgarnie.
Z opisanych wyżej względów nie polecam więc oglądania tego filmu, któremu daleko do udanych produkcji typu "Gladiator", "Blade Runner" czy "Helikopter w ogniu". Jeśli ktoś chce mieć poczucie, że stracił pieniądze na bilet i czas na obejrzenie tego antyarcydzieła, to oglądanie "Napoleona" będzie dobrym sposobem. Problemem nie jest tylko to, że jest to kiepski film fałszujący jedną z najpiękniejszych biografii największych przywódców, ale że tego typu filmy wpływają na masowe postrzeganie przez masową publiczność konkretnych postaci. A to jest już pole do manipulacji na masową skalę.
polish_allied
Prawicowy buntownik z natury, bonapartysta z przekonania, politolog z wykształcenia, zwolennik Wolności i wolnego rynku, wróg lewactwa i socjalizmu.
Tak dla Flagi Konfederacji (CSA), serbskiego Kosowa, amerykańskich republikanów, wolności gospodarczej i osobistej, a także swobodnego dostępu do broni palnej dla osób zrównoważonych i niekaranych.
Nie dla lewicy i jej chorych idei typu gender, globalistów od Gatesa i Sorosa, islamu,Rosji i komunistycznych Chin.
Kocham Tajlandię, Bangkok i Azjatki, nie znoszę feministek.
Przywódcami, których najbardziej cenię są : cesarz Napoleon I, prezydent Ronald Reagan oraz generałowie Francisco Franco i Augusto Pinochet.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura