Szklanych sufitów jest wiele. Ograniczają nas ze względu na płeć, brak znajomości, brak pieniędzy, ale kolejny ciekawy przykład dotyczy miejsca zamieszkania. Czy rekruterzy wybierają „miastowych”?
- Dzień dobry. Składała Pani do nas CV, czy oferta jest aktualna? – Katarzyna usłyszała długo oczekiwany telefon. – Czy Pani jest z Warszawy?
- Nie, ale planuję się przenieść – usłyszała… i już wiedziała, że nie jest brana pod uwagę.
- Bardzo mi przykro, ale potrzebujemy kogoś z Warszawy.
Podobne dialogi odbywają się codziennie. Codziennie ktoś nie jest zatrudniany z błahego powodu. Czego pracodawcy się boją? Że pracownik nie dojedzie na czas?
Iwona znalazła pracę dla siebie. Na rogatkach Gdańska, ale do swojej miejscowości dojazd miała idealny. Autobus zatrzymywał się dokładnie pod budynkiem firmy. Kursuje co godzinę. Warunki wymarzone. Jak trochę zarobi może nawet przeniesie się w tą okolicę. Niedaleko budowane jest nowe osiedle – trzeba tylko trochę odłożyć na początek.
Trwa rozmowa kwalifikacyjna. Jest chemia. Rekruterki są uśmiechnięte, uzgodniono zarobki i omawia się zakres obowiązków.
- A gdzie w Gdańsku Pani mieszka? – pada to straszne pytanie. I już wiadomo…
Panie rekruterki spochmurniały. Iwona próbuje im wytłumaczyć, że 45 minut dojazdu to przecież mało. Z pewnością wielu pracowników ich firmy spędza więcej czasu na codziennych dojazdach. Prócz autobusu zawsze może też wsiąść w samochód, a praca jest typowo od 8 do 16 – nie wymaga wyjazdów i nagłego zjawiania się w pracy.
-No, ale wie pani, jak jest… Szukamy kogoś z Gdańska.
Kolejna Katarzyna (nie ta, co w 1 przypadku) szukała pracy w Trójmieście. Uwielbia morze. Podobno Ci ze środkowej Polski tak mają. Tutaj studiowała, ale tak się ułożyło, że musiała wrócić do domu. Trójmiasto zna, jak własną kieszeń, bo cieszy się z każdego spędzonego tutaj dnia. Chce tu zamieszkać. Mąż jest gotowy na przeprowadzkę. Z przyjaciółmi uzgodnili, że gdy tylko coś znajdą, wynajmą od nich mieszkanie, które stoi puste. Kasia może zacząć mową pracę w ciągu tygodnia – pożegna się w starej pracy, podpisze obiegówkę i pójdzie na zaległy urlop, na którym może już pracować w nowej firmie. Pakuje walizkę i jest. – To duży krok. Nie myślała Pani by zostać w swojej miejscowości – usłyszała dobrą radę od jednej z rekruterek.
Czego się pracodawcy boicie? Że „zamiastowi” nie dojadą? „Miastowym” to się nie zdarza? Że wyjadą do swojej wsi? Że będą jeść w biurze ziemniaki i buraki? Że słoma z ich butów zaśmieci wasze biuro? A może jest inny powód?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo