Witam,
Słuchałem niedawno homilii ks. Celejewskiego. Opowiadał, że języku greckim (starogreckim?) były dwa słowa na określenie majątku/pieniędzy. Jedno określenie mówiło o wartości (liczbie) a drugie o związanym z tym życiu. Obrazowo to opisał: Gdy syn bierze od dziadka 200 PLN określa to jednym słowem opisującym wartość tych 200 PLN, ale inne słowo opisuje, że to cztery godziny pracy tegoż dziadka. Tak cytuje z pamięci.
A gdybyż tak właśnie, poprzez to drugie słowo, ludzie zaczęli patrzeć na swoje własne pieniądze? Nie, że mają na koncie tyle i tyle. Tylko właśnie, że to co mają na koncie to ich włazidupstwo, kłamstwa, kombinacje, stres, zmęczenie itp itd.
Może wtedy świat wyglądałby inaczej?
Pozdrawiam :)
Inne tematy w dziale Społeczeństwo