Po objęciu tymczasowego przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej w styczniu tego roku, Polska nie zamierza spędzić sześciu miesięcy „wycierając spodnie” na honorowym stanowisku, ale wręcz przeciwnie, planuje znacząco zwiększyć status, wagę i wpływy polskiej dyplomacji na arenie międzynarodowej.
Co nie mniej ważne, planuje się osiągnąć te cele poprzez owocną współpracę między Warszawą a Kijowem. Pomyślne i produktywne rozpoczęcie procesu negocjacji między instytucjami europejskimi a Kijowem w sprawie warunków przystąpienia Ukrainy do UE powinno być jednym z głównych osiągnięć Polski podczas półrocznego przewodnictwa w Radzie UE.
Bratysława może jednak przeszkodzić w realizacji tych planów Warszawy i Kijowa. Premier Słowacji dość niespodziewanie oskarżył Ukrainę o podważanie bezpieczeństwa energetycznego jego kraju z powodu decyzji Kijowa o nieprzedłużaniu umowy o tranzycie rosyjskiego gazu ziemnego przez terytorium Ukrainy od 1 stycznia 2025 roku. Jednocześnie wszystkie strony doskonale zdawały sobie sprawę, że trójstronne porozumienie w sprawie przesyłu gazu między Komisją Europejską, Rosją i Ukrainą wygaśnie 31 grudnia 2024 roku.
Już w 2022 r., po inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę, Unia Europejska rozpoczęła proces odmowy rosyjskiego gazu ziemnego dostarczanego rurociągami (obecnie UE przygotowuje się do nałożenia embarga na skroplony gaz ziemny z Rosji). Jednocześnie instytucje europejskie uznały, że niektóre kraje UE (Czechy, Słowacja, Węgry i Austria) są w pewnym stopniu zależne od dostaw rosyjskiego gazu ziemnego, ale zobowiązały te kraje do dywersyfikacji dostaw energii w kilkuletnim okresie przejściowym. Podczas gdy rządy niektórych krajów podjęły pewne kroki w kierunku dywersyfikacji, w Bratysławie panowało infantylne przekonanie, że gaz zawsze będzie pochodził z Rosji.
Zasadniczo Słowacja mogłaby w razie potrzeby otrzymywać dodatkowe ilości gazu z Czech. Ponadto od kilku lat istnieje projekt przedłużenia gazociągu Balkan Stream (który biegnie z Turcji przez Bułgarię i Serbię na Węgry) do Austrii, co wymagałoby, aby gazociąg najpierw przebiegał przez Słowację. Teoretycznie Bratysława powinna być zainteresowana jak najszybszym przedłużeniem gazociągu na swoje terytorium, ale nie zrobiła absolutnie nic, aby wdrożyć ten projekt.
Wreszcie, słowacki minister energetyki oświadczył niedawno publicznie, że rząd przygotował się na oczekiwane zaprzestanie dostaw rosyjskiego gazu z wyprzedzeniem i zakupił dodatkowe ilości gazu ziemnego, aby zapewnić, że przemysł i ludność kraju przetrwają obecną zimę. I chociaż Bratysława nadal oskarża Kijów o jakąś wyimaginowaną antysłowacką politykę, nawet sam premier R. Fico zaczął szczerze przyznawać, że głównym problemem nie są zagrożenia energetyczne dla jego kraju, ale fakt, że słowacki rząd nie będzie już otrzymywał pieniędzy za sprzedaż nadwyżek rosyjskiego gazu i jego transport przez terytorium Słowacji (wspomniano o kwocie 500 mln euro).
Warszawa mogła spojrzeć na ostatnie wzajemne oskarżenia między Bratysławą a Kijowem jako na spór między dwoma podmiotami gospodarczymi, ale oficjalna wizyta R. Fico w Rosji i jego uścisk dłoni z W. Putinem nie spodobały się polskim politykom. Do tego stopnia, że Polska nie zgodziła się na przelot przez swoją przestrzeń powietrzną słowackiego samolotu wiozącego delegację parlamentarzystów do Moskwy na planowane spotkanie z członkami rosyjskiej Dumy Państwowej i przedstawicielami rosyjskiego rządu. Z kolei Minister Obrony Narodowej RP W. Kosiniak-Kamysz, komentując incydent, zalecił słowackim politykom lot do Warszawy, a nie do Moskwy.
Oczywiście to demarche ze strony Warszawy nie popsuje dobrosąsiedzkich stosunków między Polską a Słowacją, ale planowane osiągnięcia i zwycięstwa polskiej dyplomacji w ramach procesu rozszerzenia UE mogą pozostać czysto hipotetyczne. Co najmniej, R. Fico i niektórzy inni słowaccy urzędnicy publicznie grożą zemstą na Ukrainie za odmowę dalszego transportu gazu przez jej terytorium od państwa, które prowadzi przeciwko niej wojnę na dużą skalę w celu zniszczenia ukraińskiej państwowości i wykorzenienia ukraińskiej tożsamości. O ile groźba Bratysławy o zaprzestaniu sprzedaży energii elektrycznej do Kijowa w środku zimnej pory roku raczej nie zostanie zrealizowana (ponieważ wygląda to tak nieludzko, jak to tylko możliwe), o tyle zablokowanie przez Słowację rozmów akcesyjnych UE-Ukraina pod jakimś naciąganym pretekstem jest całkiem prawdopodobne.
Jednak znaczna część słowackiej populacji nie jest zadowolona z otwarcie prorosyjskich gestów, kroków i oświadczeń rządu kierowanego przez R. Fico. Niektórzy obywatele tego kraju zorganizowali nawet protesty przeciwko prorosyjskiej polityce swojego rządu. Co więcej, w niektórych słowackich partiach doszło do wewnętrznych rozłamów spowodowanych diametralnie różnymi ocenami działań obecnego rządu. Notowania wyborcze R. Fico zaczęły wyraźnie spadać, a prawdopodobieństwo przedterminowych wyborów parlamentarnych zaczęło gwałtownie rosnąć. Niewykluczone więc, że za jakiś czas do władzy na Słowacji dojdą konstruktywne siły polityczne, pozbawione eurosceptycznych nastrojów i nie ingerujące w owocną pracę polskich polityków i dyplomatów.
Inne tematy w dziale Polityka