W dwóch terenówkach Toyota Hilux mieści się 8 osób. Na dachu- rozkładane namioty. W bagażniku lodówka ( która psuje się na trzeci dzień) i cały kuchenny ekwipunek. Trasa: od Johannesburga , poprzez Kalahari, Nata, wodospady Wiktorii ( od strony Zambii i Zimbabwe), do delty Okawango i Maun. Z Maun samolotem liniowym z powrotem do Johannesburga.
Przekroczenie granicy Botswana- Zambia nie jest łatwe. Trzeba przepłynąć promem rzekę Zambezi w mieście Kazangula. Na przeprawie czekają tzw. przeprowadzacze. Rzucają się na każde auto z turystami i proponują swoje usługi. Bez nich turysta po prostu nie zdoła przekroczyć granicy. Po pierwsze trzeba mieć walutę Zambii- kwacze. Za nią płaci się różne opłaty w ośmiu okienkach. Kolejność załatwiania dokumentów i opłat znają właśnie przeprowadzacze. Z chęcią wykładają kwacze za turystów, bo wiedzą , że ci będą później zmuszeni oddać z nawiązką. Turysta nie ma szans samemu połapać się labiryncie zambijskiej biurokracji. Należy się wytargować z przeprowadzaczem jeszcze przed wejściem na prom. Nas kosztowało to 50 dolarów za dwa samochody + około 200 dolców za opłaty urzędowe i ubezpieczenie ( przeprowadzacz chciał 200 dolarów za samą pomoc przy okienkach)
Na przełomie sierpnia i września powinno być sporo wody w delcie. Jednakże Angola blokuje rzekę Cuito, która zasila deltę więc jest bardzo sucho. W Maun oferowane są loty nad deltą. W tym roku samoloty musiały wydłużyć trasę by z lotniska dolecieć do terenów gdzie jest woda. Ta przyjemność kosztuje teraz około 120 dolarów za 60-minutowy lot. Helikopter kosztuje ze 3 razy drożej.
Od Kasane do Maun drogi są przejezdne tylko 4x4 i nie ma stacji benzynowych. Na szczęście terenówki mają zbiorniki na 180 litrów więc nawet po bezdrożach dają radę.
Zobacz galerię zdjęć:
Botswana 2019
Inne tematy w dziale Kultura