pokolenie 83 pokolenie 83
149
BLOG

Gospodarka kryzysowa cz.2

pokolenie 83 pokolenie 83 Gospodarka Obserwuj notkę 0

Zastanawiając się nad zakresem stosowalności tezy postawionej w moim ostatnim wpisie doszedłem do wniosku, że jest ona zbyt szczegółowa. Nie można odnosić gospodarki do jednego wydarzenia czy też klasy wydarzeń i próbować przewidzieć ich wpływu na całą gospodarkę o ile zdarzenie to nie oddziałuje równo i jednakowo na całą gospodarkę. Sektory jej które nie będą poddane temu szokowi mogą go w ogóle nie odczuć lub może być on dla nich nawet stymulujące do szybszego rozwoju. Tak się zdaje mi sprawa ma z podniesieniem VAT czy powodzią. Dla branży budowlanej na terenach powodziowych takie zdarzenie jest jak najbardziej pożyteczne. Wprowadzenie podwyżki VAT o tyle będzie szokiem o ile równo zostanie wprowadzone dla wszystkich. Ponieważ tak się nie dzieje mamy do czynienia nie z szokiem i niestabilnością w gospodarce ale raczej z wprowadzaniem nowych reguł gry bardziej subsydiujących jedne gałęzie gospodarki od innych.
Nie zmienia to jednak uniwersalności myśli Smitha "Bardzo mało jest wymagane, by doprowadzić państwo do dobrobytu nawet z najniższego poziomu barbarzyństwa, mianowicie (s)pokój..".
Jakkolwiek państwo jest odpowiedzialne za to by postępować według tej maksymy i chronić całą gospodarkę i jej poszczególne gałęzie przed wstrząsami nie wydaje się by mogło ją od nich całkowicie zabezpieczyć.
Postaram się poniżej pokazać ogólniejszy wpływ wstrząsów czy to naturalnych czy administracyjnych na gospodarkę i ich bardziej długofalowy wpływ.
Według danych dostępnych dla każdego mieszkańca świata Polska w drugim kwartale 2010 roku wyprodukowała rok do roku dochód w wysokości 1376 tryliona zł/rok (jeden i 12 zer za podaną liczbą). Według tych samych danych w Polsce było 7,1% bezrobocie. Wskaźnik taki jest dlatego tak mały ponieważ uwzględnia tylko aktywnych bezrobotnych poszukujących pracy, a nie jak to jest podawane zarejestrowanych bezrobotnych. Dalej w wieku produkcyjnym jest 24624 tyś.ludzi co po odliczeniu (faktycznie) bezrobotnych daje 22875696 pracujących ludzi. To daje ok. 60151 zł/rok wyprodukowanych przez każdego pracującego. Ponieważ trudno przyjąć aby średni czas pracy w ciągu roku wyniósł więcej niż ustawowy czas pracy czyli 2024 daje to 29,71 zł co godzinę wypracowanych przez każdego aktywnego zawodowo Polaka.
Teraz należy jakoś ocenić jaki wpływ na te liczby mają zdarzające się kryzysy? Rozumiem tutaj każde zdarzenie mogące zaburzyć ludzką pracę.
Otóż podane liczby oddają stan idealny. Wszyscy aktywni zawodowo chodzą do pracy i robią tam to co powinni. Kryzys moim zdaniem to jest po prostu sytuacja anomalna. W której zatrudniony w pracy niczego nie wytwarza tylko np. ratuje zakład pracy przed wodą, śniegiem itp. lub po prostu siedzi i z kolegami rozprawia o bieżącej sytuacji.
Aby to ocenić po pierwsze należy stwierdzić, że dany pracownik musi wiedzieć, że ma się zająć czymś innym. W dawnych czasach po prostu miejsce pracy było likwidowane z nadejściem kryzysu (klęski żywiołowej czy instytucjonalnej), a pracownik stawał się faktycznym bezrobotnym i już zostałby ujęty w naszych statystykach. A więc o nadchodzącym kryzysie trzeba wiedzieć zawczasu żeby się do niego przygotować na własną rękę, być zatrudnionym ale już szukać nowej pracy. O tym może nam powiedzieć liczba firm podłączonych do internetu. W Polsce wynosi ona 100%. Pracodawcy jednak bronią się przed tą ewentualnością by pracownik w pracy tylko poszukiwał innej pracy. Wydaje się, że blokowanie stron WWW jest dobrym wskaźnikiem odpowiedniego nadzoru w pracy. Wynosi on 55% co daje 45% pracowników z nieskrępowanym dostępem do informacji, a więc i możliwością przygotowania się na kryzys.
Drugim ważnym czynnikiem zdaje się być strach przed utratą zatrudnienia. Zdaje się, że pogłębia się on wraz z rozwarstwieniem społecznym. Dla szeregowych pracowników którzy wyrabiają większość dochodu utrata posady znaczy, że jeszcze dostępny tort dochodu do zdobycia w ich sytuacji jest wyjątkowo mały i trudno dostępny. Ludzie boją się utraty pracy więc jeśli mają dostęp do mediów w trakcie pracy śledzą je dokładniej poszukując oznak nadchodzącego kryzysu. Tu dobrym wskaźnikiem wydaje mi się wskaźnik Giniego. Ostatnio mierzony dla Polski wyniósł 34% lub 0,34.
Zbierając wszystko razem ludzie którzy mają wolny dostęp do informacji w pracy i boją się utraty zatrudnienia w wyniku nadchodzącego kryzysu będą poświęcać swój czas pracy nie wypracowywaniu dochodu ale poszukiwaniu oznak nadchodzącego kryzysu i poszukiwaniu nowego zatrudnienia jeśli uznają, że kryzys nadchodzi.
Można powiedzieć, że statystycznie każdy pracownik będzie miał 45% czasu pracy dostępne na wolny dostęp do mediów a z tej liczby 34% poświęci na poszukiwanie oznak kryzysu lub nowej pracy. Daje to łącznie 15,3% czasu poświęconego na inne czynności niż wypracowywanie dochodu. Co daje ok. 310 godzin bezproduktywnego pobytu w pracy lub taką samą stratę dla dochodu narodowego.
Wydaje się, że zjawisko jest duże i gospodarka taka powinna upaść. Otóż ponieważ jest to zjawisko dość powszechne w wysoko rozwiniętych społeczeństwach o dużym rozwarstwieniu społecznym nie widzimy go na codzień. Tak jak powietrze które nas otacza nie budzi naszej refleksji do puki nie zaczniemy się dusić.
Zjawisko to można ograniczyć albo szczelniej blokując dostęp do informacji albo niwelując nierówności społeczne.
Ponieważ coraz bardziej zaawansowane sposoby wytwarzania dóbr i usług wymagają coraz szybszego i swobodniejszego dostępu do informacji wydaje się, że pierwsze rozwiązanie o ile proste, szybko może przestać być skuteczne. Zdecydowanie trudniejsze ale i bardziej trwałe jest rozwiązanie drugie.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Wskaźnik Giniego mówi o rozwarstwieniu w dochodach które tworzy się w takich momentach jak obecny kryzys. W imię walki z kryzysem tworzy się grupy uprzywilejowane np. niższym VAT na artykuły rolne nieprzetworzone, ogranicza pomoc dla najsłabiej zarabiających czy powodzian. Prowadzi to do wzrostu rozwarstwienia a tym samym do dalszego pogłębienia opisywanego zjawiska. Należy zaznaczyć, że wystarczy podnieść wskaźnik Giniego o 8% by zniwelować tegoroczny wzrost gospodarczy który planuje się na 3,5%. Oczywiście liczba ta będzie coraz mniejsza im więcej będziemy mieli firm o które tak rząd zabiega czyli z pułki wysokich technologii. Tylko czy można mieć nadzieję, że słabo opłacani pracownicy takich firm będą naprawdę pracować a nie tylko nasłuchiwać w swoich boksach nadchodzącego kryzysu.
Oczywiście istnieje możliwość utrzymania stałego wzrostu poprzez inwestycję i modernizacje przedsiębiorstw jednak ocenia się, że powyżej 3% wzrotu PKB ten czynnik nie przyniesie. Równocześnie tworzenie nowych miejsc pracy wymaga aby produkt krajowy rósł szybciej ponad owy naturalny czynnik modernizacyjny. Zostaje nam więc najwyraźniej 1 - 1,5% PKB które odpowiada za tegoroczną redukcję bezrobocia. To daje tolerancje na wzrost wskaźnika Giniego tylko o 3% rok do roku.
Można ty sformułować tezę, iż jeśli w danym społeczeństwie nierówności społeczne rosną szybciej niż przychód narodowy wynikający z inwestycji podzielony przez dostęp faktycznie pracujących do informacji to gospodarka systemowo przestaje się rozwijać.
Dla Polski przy obecnej sytuacji gospodarczej daje to 3% wzrost nierówności społecznych rok do roku.
Czy nadchodzące podwyżki podatków w 2011 roku to spowodują zobaczymy w nadchodzącym roku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka