Przez dwa tygodnie, bladawym świtem, zwykle o piątej trzydzieści pięć, siostra w białym fartuchu z hukiem otwierała drzwi.
Stojąc tuż nad moim łóżkiem, krzyczała w przestrzeń ile sił w płucach: Mieszczanek!!! do zabiegowego!!! O siódmej kończyła swój szpitalny dyżur i do tego czasu musiała pobrać komu tam trzeba krew do badania i napisać ładny raport z nocnego dyżuru. Laboratorium zaś musiało wyrobić się z wynikami badań przed obchodem o ósmej. Obchód musiał być o ósmej, żeby lekarze mogli odpowiednio szybko podiagnozować i poleczyć pacjentów przy pomocy swojej kosmicznej technologii Szpitala Najlepszego w Rankingach i żeby zdążyli wyjść przed 14, bo inaczej spóźniliby się do swoich drugich prac w prywatnych przychodniach i klinikach. Więc ta piąta trzydzieści pięć stąd
Większość z tych miłych zapewne na co dzień kobiet, krzyczących skoro świt - ale i w ciągu dnia, przez korytarz - Mieszczanek!!!, miała na szczęście talent do wkłuwania się w pochowane głęboko żyły, wybaczone im więc bywało szybko owo uprzedmiotawiające pokrzykiwanie. Choć to wybaczanie nie wykluczało z kolei niezbyt głębokiej - z powodu chwilowego otumanienia na szpitalnym łóżku - ale jednak refleksji, nad tajemniczym sposobem w jaki instytucje mające z definicji pomagać i służyć człowiekowi, gdzie tylko mogą traktują go jak powietrze lub zbędny element zakłócający pracę systemu.
W naszym, zachodnim społeczeństwie, możemy wyodrębnić pewną klasę instytucji, które stwarzają większe ograniczenia niż inne - pisał pól wieku temu w klasycznej pracy o szpitalach, przytułkach, domach opieki, wiezieniach i zakonach amerykański socjolog Erving Goffman. Ich ograniczający charakter symbolizują często fizyczne bariery, uniemożliwiające kontakt ze światem zewnętrznym: zamknięte drzwi, wysokie mury, zasieki z drutu kolczastego… Nazywam je instytucjami totalnymi…
Między totalną instytucją a systemem totalitarnym rozciąga się zwykle całkiem spora przestrzeń. W systemach totalitarnych życie ludzi podporządkowane jest całkowicie wszechobecnej kontroli ze strony władzy, która wyznacza standardy i normy zachowania, określa status socjalny obywateli, ustala kierunki, obszary i granice aktywności publicznej oraz kształtuje wzorce życia osobistego. W totalnej instytucji bywa podobnie. Ale choć …cale życie ich mieszkańców toczy się w jednym i tym samym miejscu i podlega tej samej władzy… choć we wszystkich fazach codziennej działalności ich członkowie pozostają w bezpośrednim towarzystwie dużej liczby innych członków…; choć cały ich dzień jest ściśle zaplanowany…; choć plan ten narzucony jest z góry przez system formalnych rozporządzeń, a jego przestrzegania pilnuje zespół nadzorców…; choć poszczególne czynności są przymusowe i stanowią część jednego planu ogólnego, którego celem jest realizacja oficjalnych zadań danej instytucji…. - jednak istnieją poza nią spore enklawy wolności. Z instytucji totalnej można się po pewnym czasie wydostać. Ale warto obserwować reguły w niej działające.
*
Nowicjusz przychodzi do instytucji totalnej z ukształtowaną już osobowością i powiązaniami ze środowiskiem, które pozwalały mu istnieć. Więzi te zostają przecięte już w początkowych fazach pobytu w instytucji, kiedy to jego osobowość zostaje poddana systematycznemu, choć często niezamierzonemu procesowi degradacji. Procesy deprywacji osobowości, w których jest ona systematycznie znieważana, są w naszych instytucjach totalnych powszechne… Następuje dzięki nim usunięcie elementów warunkujących identyczność podwładnego, pozbawia się go bowiem przedmiotów, z którymi mógłby się utożsamić. Typowym przykładem jest tu przechowywanie jego rzeczy osobistych w magazynie, do którego nie ma dostępu… Namiastką tego, co zostało mu odebrane są przedmioty, które otrzymuje od instytucji… Efektem tego jest standaryzacja i depersonalizacja. Ograniczona zostaje również niezbędna dla osobowości jednostki separacja od współtowarzyszy… Zbiorowa realizacja codziennych zajęć według narzuconego z góry planu pozbawia ich możliwości swobodnej decyzji.
Ja, mniej więcej równocześnie z założeniem szlafroka, przydzieleniem mi osobistego termometru i podaniem pierwszej kroplówki, przestałam być panią Anną Mieszczanek, panią Anną, panią Anią czy nawet zwykłą Anną. Zostałam nazwiskiem, przekręcanym kreatywnie na najdziwniejsze sposoby, co w sumie rozumiem, bo nazwisko mam takie, ze żaden Amerykanin go nie wymówi. Choć mogło być gorzej. Mogłam jeszcze zostać numerem pesel, który i tak podawałam przy kolejnych badaniach, za co byłam chwalona jako dobry pacjent - że pamiętam.
Ludzie są tu materiałem, z którego coś się wytwarza, a więc nabierają poniekąd charakteru przedmiotów nieożywionych. Podobnie jak wyprodukowanie w fabryce jakiegoś artykułu musi pozostawić ślad na papierze, wskazujący kto i co z nim zrobił, co jeszcze należy zrobić i kto ponosił za niego ostatnio odpowiedzialność, tak i przedmiotom-ludziom przechodzącym przez poszczególne ogniwa w systemie szpitala… musi towarzyszyć łańcuch dokumentów informacyjno-diagnostycznych, w których szczegółowo opisuje się co pacjentowi już zaaplikowano i kto był za niego ostatnio odpowiedzialny.
Sześcioosobowa sala. Najpierw pięcioosobowa. Ale któregoś dnia wparowały – z hukiem jak to zwykle, bez dzień dobry i bez chwili choćby spojrzenia na nas - dwie salowe z łóżkiem. Bez słowa ścieśniły nasze łóżka, przesuwając dziarsko co tam trzeba razem z lokatorkami i dostawiły szóste. Szafki szóstej nie było, więc nasza nowa towarzyszka dostała dla siebie tylko krzesełko, na którym miała zmieścić swoje osobiste zasoby.
Salowe to dobre kobiety. Poproszone – zwykle pomagały. Kubek pożyczyły. Wodę dały zagotować. Zawartość popielniczki z nielegalnej, choć koedukacyjnej palarni w męskiej toalecie wyrzuciły a i papierosa potrafiły pożyczyć jak się komu skończyły i nie mógł kupić, bo przecież w szpitalnym kiosku nie ma. Tak samo jak siostry w białych fartuchach. Jak już się wkłuwały, to z determinacją. Jak leciały wieszać kroplówki, to nieważne – śniadanie czy obiad. Siostra poczeka?- popiskiwał pacjent niesubordynowany. No, jeśli dla pani ważniejszy od leczenia w szpitalu jest obiad, to poczekam – wygłaszała zwłaszcza jedna i zamierała w niemym oczekiwaniu na reakcję.
Jedną z najważniejszych cech instytucji totalnych jest podział na personel i podwładnych… Każda z tych grup ocenia członków drugiej grupy na podstawie ciasnych i wrogich stereotypów. Personel uważa, że podwładni są zatwardziali, zdradzieccy i spiskują, ci natomiast przypisują personelowi pogardliwość, wywyższanie się, despotyzm i nikczemność.. Personel czuje się wyższy i prawy, natomiast podwładni, przynajmniej w niektórych przypadkach, uważają się za niższych, nędznych i winnych... Dystans społeczny jest tu szczególnie duży a często wręcz oficjalnie nakazany. Nawet rozmowy miedzy przedstawicielami jednej i drugiej grupy prowadzone są z określoną intonacją głosu.
Święte słowa. Gdyby siostra poszarpująca nas co czas jakiś i pokrzykująca szczególnie donośnie (to co, że ze szczególnym talentem do wyłapywania schowanych żył) wiedziała, że mówimy o niej Siostra-Kapo - lepiej nie wyobrażać sobie, co by mówiła na nasz temat w pokoju z dumną wywieszką Pokój socjalny pielęgniarek.
*
Święta były. Siostra gospodarcza zamknęła na kluczyk oddziałowy magazyn, poszła świętować i cały oddział nie miał w toaletach papieru. Ech, te nieustające reminiscencje peerelowskie…
Drugiego dnia Świąt, o czwartej po południu podano kolację, bo dziewczynka, która ją rozwoziła miała dwie godziny drogi do domu a przecież też chce poświętować, chyba rozumiemy… Po kolacji szybki obchód lekarza dyżurnego. Zamykając drzwi, mówi miło: dobranoc paniom. Krzyczę za nim: panie doktorze, proszę się nie wygłupiać, jeszcze nie ma piątej po południu. Ano tak – mówi zafrasowany – ano tak. I zamyka za sobą drzwi.
Do procesu degradacji… nowicjusz musi się w pewien sposób przystosować… Może przyjąć taktykę „wycofania się z sytuacji”. Przestaje się wówczas interesować czymkolwiek poza tym , co go bezpośrednio otacza i nie zwraca uwagi na obecność innych… Można przyjąć taktykę „buntu”. Podwładni świadome prowokują wówczas władze instytucji i odmawiają wszelkiej współpracy z personelem…. Jednym z typowych sposobów przystosowania jest „zadomowienie”. Wycinek świata jaki stwarza instytucja zostaje wówczas utożsamiony przez podwładnego z całością. Stara się on zbudować sobie – w ramach możliwości stwarzanych przez instytucję – stabilną, dającą względne zadowolenie egzystencję... Kolejnym sposobem adaptacji do warunków życia w instytucji totalnej jest „konwersja”. Podwładny-konwertyta stara się grać rolę podwładnego doskonałego… przyjmuje postawę zdyscyplinowaną i moralistyczną… Większość podwładnych w większości instytucji totalnych stosuje „taktykę zimnej kalkulacji”. Polega ona na oportunistycznej kombinacji różnych elementów adaptacji wtórnej: konwersji, zadomowienia, i lojalności wobec współtowarzyszy, zależnie od okoliczności. Daje ona najwięcej szans na ewentualne wyjście z instytucji bez szkód fizycznych i psychicznych.
A jednak trafił mi się lekarz prowadzący, który przyniósł mi książeczkę z obrazkami i pokazywał cierpliwie te tajemnicze przewody w środku człowieka, które u mnie się pochorowały. Jak nie do końca rozumiałam, brał kartkę i rysował jeszcze jedną wersje.
Na własne uszy słyszałam też jak lekarz z sąsiedniej sali mówi do swoich pacjentek: chodźcie dziewczyny, zaprowadzę was na to usg, żebyście się nie pogubiły.
Jedna Siostra kończąca dyżur zajrzała do naszej sali któregoś wieczoru i powiedziała: dobranoc, do jutra! Jak człowiek.
No i zrobili mi mnóstwo poważnych badań na super sprzęcie, postawili diagnozę, choć było naprawdę trudno, zaordynowali leczenie.
A także - co ważne - już po dziesięciu dniach moje nazwisko było wykrzykiwane w poprawnej formie, co mogło tylko dobrze rokować na przyszłość. Choć do końca nie sprawdziłam. Po 14 dniach znalazłam się w domu. Opuściłam moją Najlepszą w Rankingach Instytucję Totalną.
*
Może zaplanuję warsztat komunikowania się z pacjentami i zaproponuję dyrektorowi, żeby przeszkolił personel? Gdyby zechciał, uczylibyśmy się tam mówić pacjentom dzień dobry, budzić po ludzku o siódmej rano i zapamiętywać imiona.
Póki nie zrobię tego warsztatu, nie będę mogła pójść solidaryzować się z Siostrami do najbliższego Białego Miasteczka.
To lepiej zrobię, bo zawsze mnie ciągnie.
p.s. od jutra na www.obywatel.org.pl
Mediuję i pisuję.
www.mediator.vel.pl
www.obywatel.org.pl
NIE NALEŻY USUWAĆ BLOGÓW!!!
Państwa już nie ma,tylko szyldu z napisem "POLSKA" nie wypada jeszcze zdjąć. Tak napisał unukalhai pod moim tekstem: http://www.pojedyncze.salon24.pl/150255,rozklada-sie-rozpada-znika-panstwo
Nie wierzyłam, że będziemy lepsi, ale nie sądziłam, że będziemy podlejsi - napisała u siebie Ufka cztery miesiace po smoleńskiej katastrofie.
wierzę w to co wierzę
i robię to, co robię
nie zamykaj mnie w szufladzie
szufladę zostaw sobie
- to cytat z płyty Budynia78, o której tu
Mój tekst prawie programowy: Polska jazda bez przepychanki
SKWzus to nie tajemnicza druzyna koszykarek tylko Salonowy Klub Wielbicieli zusu
Halo-centralo to blog, który zalożyłysmy z Aspiryna, żeby rozmawiać z Igorem i Radkiem. www.rozmawianie.salon24.pl
Notatki - zeby było pod ręką:
Ustawa o dostepie do informacji publicznej: http://www.bip.gov.pl/articles/view/41
Jak się zakończyły afery
- hazardowa
- stoczniowa
- z poprzednim prezesem ZUS
- senatora Misiaka
- Pawla Grasia z domem
- sprzedazy WNiT czyli Weroniki MP
- prezydenta Sopotu
- pożyczek posła Palikota
- mostowa(Most Siekierkowski)
- zabójstwo KOmendanta Głownego policji
Niewyjasnione peerelowskie
- śmierć Ksiedza Jerzego
Ten cytat z Lamy Zopy, lubie pamiętać: Your up and down emotions are like clouds in the sky; beyond them, the real, basic human nature is clear and pure.
I lubię pamiętać życzenia wielkanocne Starego,który tako rzekł był: "Bez siebie nie moglibyśmy istnieć jako różnorodna, błyszcząca grupa namiętnych wielbicieli swojego zdania." Otóz to!
lech janerka - konstytucje/reformator lech janerka - śpij aniele mój linkin park - faint
Moje teksty, które najbardziej lubię:
wspólnie z lorenzo, eumenesem, Starym, Referentem Bulzackim, Igłą, Jackiem Jareckim i przy życzliwym wsparciu Panów Jacka Ka., sapiensa, maxa, michaela i stefa. RZECZPOSPOLITA POPRAWIONA według Salonu24 Ballada o Narodzie http://www.pojedyncze.salon24.pl/42980,ballada-o-narodzie
Naród przy stole
Nasz czas sie kończy, Obywatele? A moze sie zaczyna?
Siła, co nie zaciagnie mnie do urny
Demokracja w berecie
Modlitwa o demokracje z wisienką
Igło, ścieg za ściegiem, uszyjemy te demokrację
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka