Aby dostać się do Bramy Morawskiej, najłatwiej wykorzystać bieg rzeki Morawy od jej ujścia do Dunaju, a następnie poruszając się jej lewym dopływem o nazwie Beczwa, aby dopłynąć aż do obecnej miejscowości Hranice Morawskie. Ten teren był w tamtych czasach poprzecinany licznymi potokami i w znacznej części zabagniony, na co już wskazuje sama nazwa tego regionu - Morawy.
To zabagnienie tej praktycznie jedynej drogi na północ nie musiało wynikać tylko z naturalnych cech tego terenu, ale mogło być efektem świadomej działalności naszych przodków, aby zabezpieczyć się przed inwazją legionów rzymskich.
Powodowało to, że istniała tu możliwość do bezpośredniego przeciągnięcia łodzi lądem lub nawet przepłynięcia potokiem Ludina i kanałami aż do rzeczki Luhy, która już należała do dorzecza Odry.
Gdzieś w tych okolicach należy szukać pierwszej miejscowości na mapie Ptolemeusza, już na terenach słowiańskich, o nazwie Carrodunum lub po grecku Karrodounon (Καρρόδουνον).
Na mapie Ptolemeusza w zbiorach Museum Narodowego widzimy jednak jednoznacznie nazwę Corrodunu(m).
Ta nazwa ma łacińskie pochodzenie, ponieważ jest to zbitka słów „corro“ i „dunum“.
Corro możemy wyprowadzić od łacińskiego „currere“ - biec, tym bardziej że zarówno odpowiednik po hiszpańsku „correr“, jak i po włosku „correre“ wskazują na tendencję do tworzenia gwarowych form, do których należała również forma „corro(e)“. Drugi człon „Dunum“ odpowiada nazwie rzeki Dunaj, którą po łacinie nazywano „Danuvius“, a której to nazwa jest w tym przypadku bardziej zbliżona do jej słowiańskiego odpowiednika, co dodatkowo podkreśla słowiańskość tego miasta.
Ta nazwa pasuje też do przyjętego przez nas położenia tej miejscowości, ponieważ znajdowała się ona rzeczywiście tam, gdzie handlarze musieli przekroczyć dział wodny i gdzie ich droga powrotna biegła (corroe) prosto do Dunaju (Dunum).
Ta interpretacja wyklucza oczywiście postulowaną identyczność z Krakowem, a wskazuje bardziej na okolice Hranic Morawskich jako odpowiednik tej starodawnej nazwy.
Od tego miejsca stały przed wędrowcami trzy różne drogi do wyboru.
Albo na zachód wzdłuż Odry, a następnie wzdłuż wybrzeża Bałtyku na wschód. Istniała tu jeszcze alternatywna możliwość, ale o tym później.
Albo na wschód, wzdłuż Wisły, aż do zatoki Gdańskiej.
Trzecia możliwość, to droga bezpośrednio na północ, po najkrótszej linii do Zatoki Gdańskiej.
Drogę wzdłuż Odry podejmowano zapewne sporadycznie, bo jest najdalsza i związana z wieloma niebezpieczeństwami. Poza tym przechodziła ona przez tereny tych plemion, które od dawna miały już na pieńku z Rzymem.
Droga wschodnia była stosunkowo długa i niebezpieczna, ze względu na trudności w nawigacji po Wiśle.
Z analizy licznych przykładów rzymskiego budownictwa wiemy, że Rzymianie mieli skłonność do wybierania zawsze najkrótszej trasy. Widzimy to na przykładzie prowadzenia ich dróg, które zawsze prawie przebiegają po linii prostej, niezależnie od ukształtowania terenu.
Pozwala nam to więc na przyjęcie założenia, że wybrali oni drogę bezpośrednio na północ, która przy głębszej analizie okazuje się też najbardziej bezpieczna i najprostsza dla transportu.
W przeciwieństwie do Wisły, która jest rzeką o bardzo zmiennym przepływie i z licznymi mieliznami, na terenie środkowej Polski rzeki i kanały mają wodę prawie że stojącą. W tych warunkach transport jest zarówno bezpieczny jak i łatwy do przeprowadzenia, bo możliwe jest zarówno spławianie łodzi z prądem rzecznym, jak i łatwe poruszanie się pod prąd i to bez najmniejszego wysiłku.
Do tego musimy uwzględnić to, że obecny wygląd terenów środkowej Polski jest rezultatem olbrzymiego wysiłku melioracyjnego niezliczonych pokoleń rolników. Przed dwoma tysiącami lat tereny te były zdecydowanie bardziej podmokłe i pocięte gęstą siecią rzek, potoków i kanałów, umożliwiających łatwy i tani transport przeróżnych produktów.
Było to też również przyczyną tego, dlaczego te tereny tak długo zachowały swoją samodzielność i na przestrzeni stuleci nigdy nie zostały podbite przez kolejne, przemijające mocarstwa.
Pomijając wszystkie inne aspekty, tereny Środkowej Europy są idealne dla utrzymania dużej gęstości zaludnienia w warunkach naturalnej gospodarki rolnej.
Wprawdzie dla czcicieli słońca klimat naszego kraju nie jest za ciekawy, ale dla pierwotnych rolników nie można było sobie wyobrazić lepszego. Częste opady, w okresie wegetacyjnym roślin uprawnych sprawiały, że rolnictwo nie wymagało większych nakładów na nawadnianie i corocznie, niezawodnie dawało obfite plony. Ta stałość plonowania była główną przyczyną utrzymywania się zaludnienia tych terenów na wysokim poziomie i główną przyczyną militarnej siły plemion słowiańskich.
Świadoma działalność ludności tubylczej dążącej do utrzymania wysokiego poziomu wód gruntowych powodowała, że również w okresie suszy pola położone pomiędzy kanałami, rzeczkami i potokami były zawsze dostatecznie zaopatrzone w wodę i regularnie dawały plon.
Późniejsza działalność Kościoła katolickiego wyniszczyła ten typ gospodarki. Wyszkoleni, w południowej części Europy duchowni, przynieśli do Polski zwyczaj meliorowania gruntów i osuszania całych połaci kraju.
We Włoszech czy też w Grecji tego typu działanie miało sens, bo malaria dziesiątkowała tam systematycznie ludność i doprowadzała do wyludnienia całych regionów kraju. To właśnie głównie malaria była przyczyną tego, że po upadku Rzymu liczebność mieszkańców miasta zaczęła gwałtownie spadać, po tym jak system odwadniania przestał funkcjonować i całe dzielnice powoli zamieniły się w bagno. W najgorszym dla niego okresie w ruinach żyło nie więcej jak 5000 mieszkańców.
Te dramatyczne doświadczenia sprawiły, że duchowieństwo katolickie, wszędzie tam, gdzie udało się im zapuścić korzenie, wyniszczało pradawne słowiańskie metody gospodarki rolnej, zastępując je takimi, które zapewniały bezpieczeństwo przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem malarii.
W Polsce takie niebezpieczeństwo nie istniało, lub było bardzo ograniczone, mimo to metody gospodarowania Polan i Goplan i innych plemion z dorzecza Morawy, Warty i Narwi zostały doszczętnie zniszczone, co było dodatkowym elementem drastycznego osłabienia Polski w średniowieczu i utracenia jej mocarstwowej roli, doprowadziło bowiem do załamania liczebności populacji, spowodowanego gwałtownym spadkiem produkcji rolnej, a przede wszystkim wrażliwością nowo wprowadzonego sposobu gospodarki rolnej na klimatyczne i pogodowe anomalie.
Ciekawostką jest to, że ten pierwotny typ słowiańskiej gospodarki rolnej zachował się najlepiej na terenach niemieckich i to tuż pod bokiem ich stolicy. W regionie tzw. „Błot“, po niemiecku nazywanych „Spreewald“, można do dzisiaj obserwować jak żyli i gospodarowali nasi przodkowie na terenach Moraw, Wielkopolski i Kujaw.
Jeśli tak, to rzymscy handlarze mogli poruszać się tu na płaskodennych łodziach po takim szlaku, który najszybciej prowadziłby ich na północ.
Z ukształtowania przebiegu rzek na terenie Polski wynika, że po przekroczeniu Bramy Morawskiej handlarze powinni wykorzystać górny bieg Wisły, aby następnie skierować się do dorzecza Warty po najłatwiejszej drodze prowadzącej rzeką Przemszą.
Wskazówkę na taki właśnie wybór znajdziemy w określeniu kolejnej miejscowości.
Inne tematy w dziale Kultura