Drugi człon wyrazu morszczyn to słowo „SZCZYN“. Jest to, obecnie rozumiane raczej jako wulgarne, określenie moczu.
W pierwszym momencie zaskakuje nas to zestawienie i zmusza nas do zadania pytania, co ma wspólnego Bursztyn z moczem.
Tu niestety mamy niewiele danych w języku polskim i w polskich podaniach, ale już u starożytnych Rzymian sprawa wygląda inaczej. Rzymianie nazywali Bursztyn słowem „Lyncurium“ co miało oznaczać jakoby mocz rysia.
Oczywiście ta etymologia jest zmyślona. Na co zwróciłem uwagę już poprzednio, ale cenna z tego względu, bo pokazuje powszechność przekonania u starożytnych ludów, że wiele zjawisk w przyrodzie miało być objawem działalności i pozostałością (w tym przypadku moczu) egzystencji Bogów.
Znajdowane na plaży plechy glonów kojarzono więc z moczem Bogini Morji.
Podobnie kojarzono więc znaleziska kawałków bursztynu wyrzuconych na brzeg po burzy. Uważano, że to skamieniały mocz Boga Burzy (Buri). W tej ostatniej formie znajdziemy to określenie w języku rosyjskim „буря“, białoruskim „бура“ i wielu, wielu innych językach słowiańskich.
We współczesnym Polskim słowo „burza“ kojarzymy tylko z nazwą zjawiska atmosferycznego. Przed tysiącami lat każde takie zjawisko było rozumiane przez Słowian jako objaw egzystencji Bogów.
Najbardziej czczonym Bóstwem był Bóg burzy i piorunów. Zapewne znano go pod różnymi określeniami i do czasów literackich przetrwało określenie Perun. W starożytności musiało jednak egzystować również określenie Buria i od tego właśnie określenia powstała najpierw nazwa „Burjiszczyn“ by następnie uprościć się do określenia „bursztyn“.
To powiązanie z imieniem Boga burzy i piorunów tłumaczy też, dlaczego Niemcy zamienili słowo „SZCZYN“ na „STEIN“.
Wynikało to z tego, że u Słowian powszechnym też było przekonanie, że w trakcie burzy, jako objaw gniewu boga Burji (Peruna), z nieba spadają kamienie. To przekonanie uzasadnione było tym, że rzeczywiście w trakcie uderzenia pioruna o powierzchnię ziemi może dojść do stopienia obecnych tam minerałów i do powstania szkliwa o przedziwnych powykręcanych kształtach.
O czym pisałem np. tutaj:
https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2013/10/o-kraterze-i-modawitach.html
https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2013/12/o-kraterze-i-modawitach-czesc-druga.html
Tę legendę przeszczepiono na wyrzucany przez morze w trakcie burzy bursztyn i zapewne wśród nadbałtyckich Słowian istniała równolegle legenda o bursztynach jako kamieniach spadających do morza po uderzeniach błyskawic, co skłoniło Niemców do zastąpienia wyrazu „szczyn“ przez wyraz „Stein“, przy jednoczesnym zastąpieniu litery „U“ przez literę „E“ w nazwie Bóstwa Burji.
Po wyjaśnieniu tych etymologicznych zagadek związanych z nazwą jantaru i bursztynu czas wrócić do równie ważnej zagadki. Tę pozostawił nam Ptolemeusz, zamieszczając na swojej mapie cały szereg miejscowości na terenach obecnej Polski.
Rozszyfrowanie tych nazw ma pierwszorzędne znaczenia dla potwierdzenia słowiańskości terenów między Odrą a Wisłą w starożytności i stanowi kolejny dowód na kłamliwość turbogermańskiej propagandy.
Aby znaleźć odpowiedniki tych nazw na mapie topograficznej Polski, nie można się niestety zdać całkowicie na ich ptolemeuszowski zapis.
Po pierwsze, żaden oryginalny zapis nie przetrwał do naszych czasów. Możemy się więc powoływać tylko na kopie kopii wykonane z kopii, kopii Ptolemeusza. Można sobie wyobrazić jak wiele błędów i przeinaczeń miało miejsce w trakcie ciągłego przepisywania tych nazw. Po drugie, już sam Ptolemeusz musiał polegać na informacjach osób trzecich, a ci nie musieli mu przekazać dosłownego brzmienia nazw tych miejscowości, szczególnie że dla Greków i Rzymian były one, tak czy owak, niewymawialne.
https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2018/07/gocki-toast.html
Dodatkowo również obecnie istniejące nazwy topograficzne mogły ulec zmianie i nie muszą przypominać w niczym swoich poprzedniczek sprzed 2000 lat.
Mimo to od lat ponawiane są wysiłki w znalezieniu sposobu na identyfikację tych określeń.
W ostatnich czasach ukazało się wiele prac na temat systematycznych błędów na tej starożytnej mapie, oraz propozycje na wprowadzenie odpowiednich poprawek. Te wysiłki nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów.
Niestety współcześni naukowcy nie chcą przyjąć do wiadomości tego, że mapa Ptolemeusza nie była oparta na żadnych pomiarach, ale tylko na plotkach i bajaniach handlarzy i to często nie na podstawie własnych doświadczeń, ale zasłyszanych opisów.
Jak przystało na prawdziwego naukowca, Ptolemeusz wiedział jak nadać tym bajaniom znamiona prawdopodobieństwa i użył do tego celu, tak jak robią to współcześni naukowcy, matematyki, przyporządkowując tym nazwom współrzędne geograficzne.
Ten podstęp okazał się skuteczny i do dzisiaj naukowcy próbują odkryć formułkę, dzięki której uda się opisane przez Ptolemeusza nazwy miejscowości przydzielić do określonych współrzędnych geograficznych. Te wysiłki są skazane na niepowodzenie, bo po prostu takich pomiarów nigdy nie było i Ptolemeusz opierał się przy konstrukcji swojej mapy na mniej lub bardziej sprawdzonych pogłoskach, które dotarły do Aleksandrii.
Jeśli więc matematyka jest ślepą uliczką, to jak w takim razie możemy dokonać prawidłowiej rekonstrukcji położenia tych miejscowości z terenów polskich.
Poprzestawanie na szukaniu podobieństw w wymowie, jest niewystarczające. Tak samo próba rekonstrukcji prawidłowego brzmienia tych starożytnych miast ma małe szanse na powodzenie.
Moim zdaniem jedyna nadzieja w tym, aby zrekonstruować prawdziwy przebieg szlaku bursztynowego, bo tylko wtedy możemy zawęzić ilość wchodzących w grę miejscowości i zastanowić się, która z nich i dlaczego odpowiada najbardziej nazwom z mapy Ptolemeusza.
Tereny obecnej Polski były w starożytności celem wypraw handlowych Greków i Rzymian. Możemy przyjąć, że te kontakty handlowe dotyczyły całego szeregu różnych wyrobów, jednak na żadnym produkcie zyski nie były tak duże jak na imporcie przez Rzym bałtyckiego jantaru.
Można więc z pewnością przyjąć, że informacje, na jakich oparł się Ptolemeusz, musiały pochodzić od handlarzy bursztynem. Oznaczało to również, że mogli oni zdać relację tylko z tych terenów, przez które przechodził szlak bursztynowy.
Wprawdzie nie można wykluczyć szlaków handlowych przebiegających z zachodu na wschód, ale te były prawdopodobnie używane tylko przez słowiańskich kupców i dla Rzymian nie miały zapewne większego gospodarczego znaczenia. Musimy więc przyjąć, że te parę nazw, które znajdziemy na tej mapie, są zapewne ułożone tylko na tej linii, po której odbywał się transport bursztynu.
Aby zlokalizować ten szlak, musimy oprzeć się na tym, że starożytni kupcy podlegali takim samym prawom ekonomicznym jak handel współcześnie. Aby osiągnąć jak największe zyski, musieli oni dążyć do minimalizacji kosztów własnych, a więc już od samego początku możemy wykluczyć te potencjalne szlaki, które wymagały szczególnie kosztownego transportu.
Naukowcy z upodobaniem prowadzą bursztynowy szlak bez uwzględnienia określonych trudności topograficznych. Jestem tego pewien, że Rzymianie nigdy by nie wpadli na tak głupi pomysł, aby bursztyn transportować przez góry lub niedostępne puszcze.
Już sama konieczność użycia tragarzy lub zwierząt jucznych doprowadziłaby to przedsięwzięcie na krawędź opłacalności, nie mówiąc już o tym, że zarówno tragarzy jak i przewodników zwierząt jucznych trzeba by mieć pod ciągłą kontrolą, aby nie dali dyla razem z towarem.
Tak więc moim zdaniem Rzymianie wybrali drogę, która była najłatwiejsza do pokonania i gdzie w maksymalnym stopniu można było zdać się na transport wodny.
Jeśli spojrzymy na mapę Europy Środkowej, to jedyny szlak jaki wchodzi w grę, prowadzi przez Bramę Morawską.
CDN
Inne tematy w dziale Kultura