Jak oni bardzo chcieli ***** ***, jak bardzo! Pan Donek przecież obiecał. Solennie obiecał. A jak Pan Donek powie, to powie i tak będzie. Tak myśleli. Bo po to, przecież, Pan Donek wrócił. I jeździł po całym kraju i opowiadał jak to będzie, jak już odzyska władzę, jak rozprawi się z tym złem i przede wszystkim z tymi ludźmi, co są tego zła winni. Z wszystkimi. Bez wyjątku. Za to bardzo szybko i zdecydowanie.
Pan Donek ruszył z kopyta. Wyznaczył ludzi, którym, z nieukrywaną satysfakcja, powierzył misje rozliczania, misje wdrożenia w życie hasła ***** *** na wszelakich możliwych polach i frontach.
I ruszyli!!! I ci wszyscy co pragnęli, poczuli się usatysfakcjonowani. „No, to pojadą wreszcie z tymi złodziejami z ciemnogrodu”. Hurrrrra !!!
I… jakoś tak nie żre jak miało żreć. Trzy komisje – no, taki trochę jakby blamaż. Niby krzyczą, niby publicznie znieważają, niby próbują uwłaczać, ale, tak prawdę mówiąc, trąci to trochę idiotycznym despotyzmem. Wrzeszczący Szczerba, niedouczony Joński, nierozgarnięta Sikora, jakiś młotowaty gościu od naleśników, jakiś rozhisteryzowany i rozchwiany emocjonalnie babsztyl ze Szczecina, itd., itp. Generalnie brak merytoryki, za to wielkie i rozdmuchane ego. I co z tego? No właśnie nic. Rok prawie minął i nic. Mało tego, w przestrzeni medialnej, i to nie tylko na prawicy, pojawiły się głosy ,że każda z tych komisji to niewypał, zarzuty są dęte i nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością, brutalną ale rzeczywistością polityczną, normalną w każdym normalnym państwie, w cywilizowanym świecie. A miało być szybko i sprawnie. A tu jeszcze Pan Donek w nagrodę, za zasługi w krzewieniu idiotyzmu narodowego, wysłał szczerbę jońską na lepsze życie do Brukseli. A robota niedokończona.
Wyłapywanie pisiorów na „zorganizowaną grupę przestępczą” też jakoś tak za bardzo nie idzie jak zapowiadano. A to trzeba było kogoś wypuścić, a to „cywile” w areszcie wydobywczym nie chcą współpracować, a to mieszają „neo-sędziowie” i łażą po prawomyślnych mediach (po co ich tam zapraszają?), wymądrzając się i mówiąc coś z sensem, robiąc pośmiewisko z redaktorów.
A tu już minął prawie rok i ***** *** się zestarzało. Mało tego, ci co pragnęli, dostali rykoszetem w postaci podwyżek, zwolnień grupowych, inflacji, nie spełnieniu wielu obietnic. Że też, cholera, nienawiścią nie można się najeść, za nienawiść nie można nic kupić, nienawiść nie produkuje energii elektrycznej i nie spełnia marzeń. Są wyjątki, które nienawiść ozłaca, ale to ci z wyższej półki, typu sam Pan Donek, albo nagradzane przez niego szczerby jońskie. Ale dla zwykłych uśmiechniętych to za wysokie progi.
A tu jeszcze wyszło na jaw myrchowanie, totalizatorowanie i inne tego typu oskubywanie kosmicznego deficytu budżetowego przez licznych przedstawicieli obecnie rządzących. Jedni pobierają bez skrupułów „należne im” dopłaty, inni obsadzają spółeczki, bo są z tych uczciwych, nieskorumpowanych, niesprzedajnych, tych kryształowo czystych, tych wykwalifikowanych, wyłonionych w bezkonkursowych konkursach.
A uśmiechnięci z terenów zalewowych, ci bezpośrednio dotknięci kataklizmem, też jakoś tak mocno rozczarowani są, że Pan Donek łgał w żywe oczy robiąc sobie piar, a nie robiąc sobie nic z rzeczywistych zagrożeń, a potem już tylko bobrzył, czy pieprzył, bo to teraz, to w zasadzie to samo.
Pan Donek za to wydaje dekrety. Stalin też tak miał. U Pana Donka to taki powrót do przeszłości, takie freudowskie przejęzyczenie, spełniające marzenie o wielkości. A że takim idiotyzmem niszczy poczucie bezpieczeństwa ludzkiego, to co z tego? Ważne jego wielkie ego.
Czy można - spytał człowiek Tuska - zaprzedać diabłu swoja duszę?
Może i można - odrzekł Donald - lecz ja nie mogę, bo ja… muszę.
Dziadek w Wermachcie, ojciec brutal, wyjścia innego więc nie miałem.
Mendą, szubrawcem, świnią wredną, chcąc nie chcąc, chłopie, wnet zostałem.
I mi z tym dobrze, nawet bardzo. Kłamać uwielbiam drogi panie,
łżę na potęgę i mam w dupie, co potem z ludźmi gdzieś się stanie.
Gdy wielka woda ich zaleje, a krew zaleje opozycję,
ja się ucieszę, bowiem mogę, tak zaspokoić swe ambicje.
Niskie pobudki - mściwa zawiść, szczucie, złośliwe ciemiężenie,
na wieki wieków zawsze będą, w mej chorej głowie, w dużej cenie.
Tak, chcę być chytrą kreaturą i bardzo dobrze sobie radzę.
A diabłu zaprzedałem duszę, żeby mieć władzę, Władzę, WŁADZĘ!!!
Tak zwana czara goryczy jeszcze się nie przelała, jeszcze uśmiechnięci liczą na swojego idola, choć inaczej to miało wyglądać. Pisiory się odszczekują, a miały mieć mordy w kagańcach i być przykute grubym łańcuchem do więziennego muru. Sąsiad pisior miał się chyłkiem przemykać ze spuszczoną głową w szpalerze praworządnych i modlić do swego zaściankowego Boga, żeby mocno go nie bolały ciosy uśmiechniętych pałek. Jakże by się chciało wyjść na ulicę i krzyczeć: za***** *** , tak jak było obiecane. A tu już prawie rok minął i nawet koński łeb Romana nie daje rady.
Czasami to i prawomyślne media coś skrytykują z gospodarczego podwórka, Unia przytrzaśnie palce drzwiami i nawet niemieccy przyjaciele coraz częściej grają znaczonymi kartami. No i się nie układa. I nie da się już wszystkiego zganić na ****ny *** i tak trochę maleje bezgraniczna wiara w mityczne moce Pana Donka.
I jak tu nie wierzyć w ludowe mądrości, że „obiecanki cacanki, a głupiemu radość”.
Inne tematy w dziale Polityka