poetapamięta poetapamięta
213
BLOG

Samokrytyżka, czyli pokorna matka ssąca przykrywa bobry

poetapamięta poetapamięta Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

„Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba, tęskno mi, Panie”

Nie, to nie to.

„Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam Prezes Naszego Klubu!”

Tak, tak! Taki mamy klimat!.

„Urbanizacja” mediów trwa w najlepsze. Stosowanie starych, acz niezawodnych, metod socjotechnicznych w urabianiu opinii publicznej przez władzę, przy usłużnej roli dziennikarzy i wydawców, sprawdza się w dzisiejszej Polsce, co najmniej na poziomie Urbana. Zaprzyjaźnione z władzą redakcje, ochoczo przytaczają prokuratorskie zarzuty dla, rosnących jak grzyby po deszczu, „zorganizowanych grup przestępczych”. Jak Polska długa i szeroka, dziennikarze opisują patologie poprzedniej ekipy rządzącej, prześcigając się w ukazywaniu obrazu państwa PIS, przesiąkniętego korupcją, złodziejstwem, aferami i nadużywaniem stanowisk.

I przyszła powódź.

Jeżeli ktoś myśli, że to siły natury są odpowiedzialne za stan powodziowy, to jest w grubym błędzie. Raport NIK nie pozostawia żadnych wątpliwości, że to PIS przyczynił się do powodzi. A premier-wódz, stojący na straży działań zapobiegawczych, ewakuacyjnych i naprawczych, jest nieomylny, profesjonalny i cudowny. On nawet za swoich pierwszych rządów przedpisowskich, robił wszystko aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom terenów potencjalnie zalewowych, ale potem przyszedł PIS i wyhodował całe stada krwiożerczych bobrów.

No ok…..

Po takich słowach to już nawet mocno Uśmiechniętym rzednie mina. Trzeba więc szybko ratować wizerunek wodza. Wracamy zatem do kreowania PIS-u na najgorsze, co mogło przytrafić się temu biednemu krajowi. Przy czym powódź, to małe miki.

W WP pojawił się wywiad z panią Justyną Gdańską pt.: „Afera RARS. "Nazywam się Justyna Gdańska. Wstydzę się i bardzo żałuję””. Majstersztyk propagandy i to takiej z czasów stalinowskich. Pan redaktor – no po prostu geniusz. Jak on się starał, jak nakierowywał, jak podpowiadał, jak chciał uzyskać jedynie słuszne odpowiedzi. Ale pani Justyna okazał się twardą zawodniczką. Oprócz kajania się, w co drugim zdaniu, i uprawiania ochoczej samokrytyki, na konkretne pytania, o konkretne „przekręty”, nie udzieliła ani jednej konkretnej odpowiedzi, zasłaniając się prowadzonym śledztwem. Przedstawiła swój obraz jako biednej, zastraszonej, wykorzystanej myszki, która dopiero teraz zrozumiała jak została oszukana i jest jej z tego powodu strasznie przykro i jakby mogła cofnąć czas, to by postąpiła inaczej i już wcześniej doniosła na tych malwersantów z PIS-u. A owi pisowcy i ich przyjaciele, choć dobrze się maskowali, to tacy bardziej łajdacy są - można wywnioskować ze zwierzeń pani Justyny. Politycy i komentatorzy widzą w wypowiedzi pani Justyny to, co chcą widzieć i komentują wywiad tak, jak im wygodnie i jak pasuje pod linię polityczną ugrupowania, z którego się wywodzą lub któremu kibicują. Kto uważnie czytał, ten się nie doczytał żadnych potwierdzonych konkretów, ale to przecież nie jest ważne. Pan redaktor, dla którego kobieta było tylko tłem, w zadawanych jej pytaniach postawił swoje tezy (no może nie swoje, ale jakże słuszne, takie po linii, takie dobre dla wodza) i uzyskał to co chciał (a właściwie miał) uzyskać – obraz degrengolady PIS-u. Niefortunne bobry pana premiera zostały pokryte panią Justyną. A sama pani Justyna nie chce ukrywać swego nazwiska i jest dumna z tego, ze jest pierwszą samokrytyżką w obecnym systemie i może zasłużyć się dla wodza. Ma też nadzieję, że w jej ślady pójdą kolejne kobiety ze „zorganizowanych grup przestępczych” i na chwałę, jaśnie wielmożnie nam panującego, Donalda, złożą w ofierze samokrytykę i pokryją inne, mogące nastąpić, niefortunne faux-pas premiera.

Może i pani Justyna byłaby ciekawym zjawiskiem socjologicznym, gdyby nie drugie, przerażające dno tej sprawy. Otóż wracamy do czasów najczarniejszych aresztów wydobywczych, gdzie łamie się ludzi i zmusza do mówienia tego, co śledczy chcą usłyszeć, a potem jeszcze wmawia się tym ludziom, że muszą publicznie okazać skruchę i obarczyć publicznie winą tych, o których, tak de facto, chodzi śledczym. I wyjawia się też czarny obraz prokuratury usłużnej władzy, z urzędnikami gotowymi do każdej niegodziwości, byle przypodobać się zwierzchnikom. No przecież i Bodnar chce wprowadzić instytucje samokrytyki i czynnego żalu dla sędziów. W jego projekcie zabrakło tylko konieczności publicznej spowiedzi „nieprawomyślnych” przedstawicieli palestry w mediach. Ale wszystko jest do nadrobienia.

Pani Justyna zatrudniając się w RARS chciała tylko zabezpieczyć godne życie dla siebie i swojego dziecka. Widziała nieprawidłowości, ale nie mogła nic z tym zrobić, bo musiała przecież gdzieś pracować. Nic nikomu zatem nie mówiła. A teraz pani Justyna musi również myśleć o przyszłości swojej i swojego dziecka i dlatego mówi to, co ma mówić, bo dzięki temu, w odróżnieniu od innych osadzonych kobiet ze „zorganizowanych grup przestępczych”, wyszła na wolność. Ot taka lwica matka. Tylko żal dziecka, że matka sprzedaje się głośno pod własnym nazwiskiem. Ale cóż – heroina (znaczy nie, że bierze, tylko, że taka odważna, chociaż po tym, co i dlaczego mówi, to różnie można myśleć). No przecież pokorne ciele dwie matki ssie, to i pani Justyna, raz tu, raz tu se possała, dla dobra swojego dziecka. A, że wiara czyni cuda, to i pani Justyna wierzy, że w ten sposób jest wiarygodna.

A!, Żeby obraz pana redaktora nie był aż taki brzydki i upodabniał go w pełni do stalinowskich propagandystów – pan redaktor się zabezpieczył na przyszłość (no bo może jednak kiedyś PIS, niechcący, wróci do władzy) i przemycił w wypowiedzi pani Justyny takiż oto fakt, że w trakcie pracy kobiety w RARS były kontrole CBA i NIK, ale nie wykazały, w tym czasie, żadnych nieprawidłowości (a NIK-iem już kierował pokłócony z PIS-em Banaś). Ale po zmianie władzy owe służby zmieniły zdanie i znalazły, oczekiwane od nowych zwierzchników, łajdactwa PIS-u. Tak, że jakby co, to pan redaktor wzmiankował i nie wyciął. Stanął więc, w rozkroku, na wysokości zadania.

Nie żyjemy w świecie orwellowskim, żyjemy niestety w powracającym stalinizmie.

A „łubu dubu…” śpiewają, już oficjalnie nawet, na posiedzeniach sztabu kryzysowego.

Strach myśleć jak daleko to zajdzie.


Trzeba jakoś przykryć bobra, wiec Justyna będzie dobra.
Wodzu chlapnął coś niechcący i PiS jest się czepiający,
zatem trzeba znów PiS zgnoić i opinię uspokoić.
Podać ludziom znów na tacy : „PiS najgorszy jest! Rodacy!”

O tym, Panie i Panowie, dziś Justyna wam opowie,
że się swej postawy wstydzi i korupcją znów się brzydzi.
Że to tamci, niby mili, do przestępstwa ją zmusili
i kazali iść złą drogą. I tak stała się niebogą.

Dziś, w walczącej demokracji, przy wodzowskiej tylko racji,
nawrócona już Justyna, nowe życie rozpoczyna.
A więc najpierw się ukorzy, hołd nowemu władcy złoży,
o przestępcach w PIS-ie powie, i wypije wodza zdrowie.

Głośno też publicznie przyzna, że gdzie PIS tam i lewizna,
i złodziejstwo, i korupcja, i rządowa wielka hucpa.
Ale teraz, Bogu dzięki, słychać już pisiorów jęki
i kajdanów szczęk nareszcie, echo niesie w każdym mieście.

Trzeba dobrać się do dupy tej przestępczej wielkiej grupy,
pozamykać kogo da się, w bardzo, bardzo krótkim czasie.
Jeszcze tak przed wyborami zmieść pisiorów jak tsunami.

A Justyna będzie dobra, żeby przykryć wodza-bobra.


umiarkowany konserwatysta z obiektywnym spojrzeniem na rzeczywistość

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura