Lotofago to wioska na południowym wybrzeżu wyspy Upolu. Nie wiem skąd wzięła się jej nazwa, ale uważam, że jest bardzo adekwatna. Bo choć nie ma tam, tak jak w mitycznej krainie, kwiatów lotosu (substytutem może być świeże mleczko kokosowe, którego smak z pewnością jest równie wyśmienity), to znajduje się tam coś, co sprawia, że można zapomnieć o Bożym świecie. Tym czymś jest To Sua, czyli "wielka dziura".

Z boku wygląda niespecjalnie, ot wgłębienie w ziemi, wystarczy jednak podejść do barierki i zerknąć wgłąb, by się zapowietrzyć.

To Sua powstała prawdopodobnie w wyniku zapadnięcia się skały wulkanicznej, reszty dokonał czas, roślinność, wiatr i słona woda. Dziura wypełniona jest bowiem wodą z oceanu, z którym połączona jest podwodnym korytarzem. Połączona jest również z drugą, mniejszą dziurą - To Le Sua.

Oczywiście naszą pierwszą i nieodpartą myślą na widok To Sua była chęć zanurzenia się w tym naturalnym basenie z turkusową wodą i ścianami pokrytymi kaskadami zieleni. W tym celu trzeba się jednak było zdobyć na odwagę i zejść po stromej, kilkunastometrowej drabinie.

Samo spojrzenie w dół ze szczytu drabiny przyprawiało o zawrót głowy.

Jeśli się jednak już tam przyjechało, nie było mowy o odwrocie. Zaciskając więc kurczowo palce na poszczególnych szczeblach, powolutku i ostrożnie udało mi się zejść na podest. A tam można już było odetchnąć i zanurzyć się w nirwanie.

Fale napływające i cofające się do oceanu powodowały nieustanne zmienne prądy, więc dla wygody korzystających z kąpieli przeciągnięta została lina w poprzek dziury. Można się było o nią zaczepić na przykład podczas robienia zdjęcia.

Do To Le Sua prowadził przesmyk pod kamiennym łukiem. Wystarczyło dobrze wyczuć prąd i woda sama niosła w tamto miejsce.

Powrót stamtąd znowu można było zaplanować z prądem, tyle że przeciwnym.

Wyglądało na to, że To Sua to nie tylko wielka dziura w ziemi, ale również w czasoprzestrzeni - doprawdy trudno się było zorientować, w jaki sposób minął nam w niej czas. A otoczenie również warte było obejrzenia:
wspaniałe widoki,

skalne łuki,

naturalne baseny,

pola zastygłej lawy,

fale rozbijające się z hukiem o skały,

grobowiec żony pierwszego szefa rządu wolnego Samoa z górującym nad nim drzewem ifilele,

a nawet nie dojrzałe jeszcze ananasy.

Zanim się spostrzegliśmy, słońce obeszło niebo i zaczęło zniżać się ku zachodniej stronie horyzontu - nadszedł czas, by opuścić Lotofagów i wrócić na pokład, co uczyniliśmy z ociąganiem. Obeszło się na szczęście bez przywiązywania do wioseł.

Inne tematy w dziale Rozmaitości