I. „Tylko bez polityki proszę!”
Podczas jednego ze spotkań pod namiotem Solidarnych 2010 prof. Zybertowicz przyrównał znaczną część tubylczego społeczeństwa do niektórych ludów prymitywnych, które nie widzą związku przyczynowo-skutkowego między seksem a pojawianiem się dzieci. Uczynił to omawiając scenkę z warszawskiego Dworca Centralnego podczas pamiętnego paraliżu kolei zafundowanego przez ministra Grabarczyka w szczycie świąteczno-noworocznym za pomocą zmian w rozkładzie jazdy. Mamy oto zdezorientowany, wściekły tłum przelewający się peronami i nagle ktoś rzuca: „głosowaliście na Tuska, więc teraz macie”. Na to jakiś MWzWM, jakby dźgnięty ostrogą, odpowiada podniesionym tonem: „tylko bez polityki proszę!”. Morał? Ten inteligencik cacany najwyraźniej z całej mocy postanowił nie dostrzegać związku między wrzuceniem do urny kartki wyborczej a funkcjonowaniem infrastruktury za którą odpowiada wszak bardzo konkretny minister z konkretnego rządu będącego emanacją konkretnej partii politycznej.
Kilka miesięcy temu pisałem już notkę zahaczającą o ten psychologiczno-socjologiczny fenomen widzenia wszystkiego osobno, ale że od tego czasu nic się nie zmieniło, warto sobie odświeżyć ten ogląd „strasznych tubylców” z Lechistanu, gdyż mechanizm rządzący umysłami naszych rodaków nie przestaje mnie zadziwiać.
Oto, jak pokazuje comiesięczne badanie OBOP-u (przeprowadzone 13-16 października 2011), 51% Polaków uważa, że sprawy w kraju idą w złym kierunku, a 59% twierdzi, że gospodarka znajduje się w kryzysie (w tym 17% uważa, że kryzys jest głęboki). W tymże badaniu 35% uważa, że sprawy w Polsce idą w dobrą stronę, podobnie 35% sądzi, że gospodarka się rozwija (w tym 2% ocenia, że rozwija się „dynamicznie” - sądzę, że to pracownicy firm windykacyjnych, bo oni mają żniwa zważywszy na postępującą niewypłacalność Polaków zadłużonych na jakieś 700 mld zł).
Interesujący jest trend nastrojów, wskazujący, że liczba pesymistów maleje: w porównaniu z wrześniem odsetek osób źle oceniających kierunek spraw zmalał o 4%, a w porównaniu z lipcem – aż o 10% (wtedy było 61% ocen negatywnych co do kierunku spraw w kraju)! Co ciekawe – nie zmienia się znacząco odsetek respondentów twierdzących, że gospodarka znajduje się w kryzysie – w lipcu twierdziło tak 60%, w październiku zaś 59%.
Co wynika z tego galimatiasu? Polacy generalnie trzeźwo oceniają stan gospodarki, jednak z jakichś zupełnie irracjonalnych powodów 10% z nich zaczęło uważać, że będzie lepiej, a przynajmniej „sprawy” nie ulegną pogorszeniu. Czyżby kampania wyborcza z tuskobusem i „Polską w budowie” dała aż takie efekty?
No i hit: w stosunku do września w tym samym badaniu, jak podałem wyżej, zmalał wprawdzie o 4% odsetek źle oceniających „kierunek spraw”, ale jednocześnie zwiększył się o 3% odsetek osób negatywnie oceniających stan gospodarki (!). Oznacza to, że według nich gospodarka dołuje, ale sprawy idą w dobrym kierunku...
Czy w tej sytuacji może dziwić ów leming z Centralnego nie widzący związku między polityką a stanem infrastruktury kolejowej?
III. Straszni tubylcy
Wynika z tego, że nasi rodacy nie widzą związku między parlamentarną większością, a wyłonionym przez tę większość rządem, ba – jakoś nie przebija się do ich świadomości zależność między pracą rządu, a oceną premiera! Jeśli dołożymy kurioza z poprzedniej części, gdzie pokazałem ocenę stanu gospodarki i kierunku „spraw” w kraju, to wyjdzie nam, że ci sami respondenci jednocześnie wskazywali, że:
- głosują na PO;
- źle oceniają pracę rządu tworzonego przez PO;
- uważają, że sprawy w Polsce idą w dobrym kierunku;
- ale zarazem w Polsce jest kryzys;
- w ciągu trzech lat nie zmienią się ich warunki materialne.
Jak to podsumować? Chyba tak, że generalnie rzecz biorąc powiodła się wielka operacja pijarowska przeprowadzona na tubylczych mózgownicach, mająca wtłoczyć do głów przekonanie, że rząd nie odpowiada za „kierunek spraw” w kraju, „kierunek spraw” nie ma związku z gospodarką, zaś premier Donald Tusk nie odpowiada generalnie za nic – w tym za jakość pracy rządu na którego czele stoi.
Utwierdza mnie w tym przekonaniu przytoczona przez Budynia78anegdota:
Kilka miesięcy temu w sklepowej kolejce byłem świadkiem solidarnego narzekania na rosnące ceny, które skończyło się, gdy jedna pani zaczęła winić za drożyznę rząd. Wówczas druga uznała za punkt honoru obronę władzy - "Czy pani myśli, że to rząd odpowiada za kryzys? Za ceny?". Zapytana, po cholerę nam rząd, który za nic nie odpowiada szybko wyszła ze sklepu.
Jak pięknie koresponduje to z okrzykiem: „Tylko bez polityki proszę!” - nieprawdaż?
I jeszcze na zakończenie: bardzo żałuję, że OBOP w swych comiesięcznych badaniach asekurancko nie zadaje respondentom jednego, podstawowego pytania: „Kto według Pani/Pana odpowiada za sytuację w kraju?”. Przypuszczam, że padłyby szalenie interesujące odpowiedzi.
Gadający Grzyb
Komentarze
Pokaż komentarze (8)