Powoli, być może, zbliża się czas, kiedy odejdą w niepamięć cechy takie jak przyzwoitość. W słowniku definiuje się ją jako: postępowanie zgodne z normami moralnymi i obyczajami lub tak jak się należy. Już samo pytanie jak należy postępować, może, ale nie musi, sugerować, że pytający postrzega świat, powiedzmy, podzisiejszemu tzn. jeśli pyta, jak należy postępować, to nie ma o tym zielonego pojęcia. Przyzwoity człowiek zwyczajnie to wie albo przynajmniej czuje.
Choć przyzwoitość to kategoria moralna, przez co w oczywisty sposób wiąże się z aspektem społecznym, to ma ona także, a może przede wszystkim, swój wymiar jednostkowy. Społeczeństwo jest podłożem dla działań moralnych, ale to jednostka staje przed sądem sumienia. Można pogdybać teraz o II wojnie światowej...
Czy naziści byli ludźmi przyzwoitymi? W gimnastyce słownej zapewne można to uzasadnić. Kwestię tę chciałbym jednak uchwycić inaczej. Czy jesteśmy w stanie nazwać ich ludźmi przyzwoitymi? Pewnie znajdą się i tacy, którzy uznaliby, że tak. Myślę, że wystarczy popatrzeć na nazistów nie jak na jednorodną całość, bowiem na tę grupę, albo lepiej masę, składało się przecież morze jednostek. Każda z tych jednostek miała możliwość, przczynić się do bestialstwa, albo samemu stać się jego ofiarą - były oczywiście też stopnie pośrednie. Podobnie w Polsce, każdy musiał wybrać. Choć trudno winić tych, którzy pod presją śmierci podejmowali decyzję, aby wziąć w tym udział, to jednak również trudno nazwać ich przyzwoitymi. Może nie uosabiali racjonalnego zezwieżęcenia, które wówczas miało miejsce w Niemczech, ale nie wydaje się też, aby byli to ludzie szlachetni. Nacisk masy nie może być usprawiedliwieniem zła, przynajmniej dla osób przyzwoitych.
Osoba taka, w moim rozumieniu, wie jak należy postępować i to bezwzględu na to, jak zmieniają się nastroje społeczne - patrz III Rzesza. Oznacza to, że zachowa się tak, jak przyzwoity człowiek powinien albo przynajmniej zrobi, co może, żeby się tak zachować. Taka perspektywa wymaga zatem pewnych stałych norm, niewrażliwych na historię. Normy te czuje się podskrónie, dojrzewając w kutlurze europejskiej - być może są to normy uniwersalne, nie mam niestety wiedzy, aby to stwierdzić, to moje subiektywne wrażenie. Trudno jednak skomponować taki jednolity i jednoznaczny zestaw zasad - zawsze znajdzie się jakieś "ale". Pojawia się tu pytanie. Czy osoby przyzwoite mogą mieć różne poglądy? Zgadanienie zaczyna się zatem wymykać.
Choć w głębi swojego sumienia czuję, czym jest przyzwoite zachowanie, to trudno mi poddać niepodważalne wskazówki. Być może jest to niemożliwe. Co gorsza, może to właśnie to prowadzi do złych skutków - patrz wspomniana III Rzesza i jej przeświadczenie o swojej dobrej drodze. Jeśli tak się sprawy mają, to co mogę o przyzwoitości powiedzieć?
Wydaje mi się, że istotą jest umiejętność szlachetnego zachowania. Zdolność do trafnego określenia osoby potrzebującej pomocy oraz osoby niegodziwej, którą należy skłonić do poprawy. Jest to cecha, która kształtuje się zwykle przez lata, choć może być też efektem nagłej przemiany. To część sumienia, ponieważ choć jest głosem, to trudno określić, co dokładnie mówi. Wyznacza kierunek i stanowi poniekąd wewnętrzny kompas na drodze życia, pozytywnie formuje relacje międzyludzkie i pozwala zachować wewnętrzną zgodność. Przynosi pożytek w ogóle i jest piękna w szczególe. Najważniejsze jednak wydaje się to, że pozwala podejmować słuszne decyzje, kiedy wymaga to szybkiej reakcji , czyli zachować się jak należy, kiedy brak czasu do namysłu. Przyzwoitość wymaga również refleksji nad zmieniającym się światem, aby dzięki niej kształtować się i dostosowywać do realiów, ale nie zmieniać swojej istoty. Temu służą rozmowy, kształtowanie się świadomości, dlatego można uznać, że brak zgody rozmówców jest nawet wskazany.
Dzisiaj jednak nie zauważam takich dylematów. Istotna część młodzieży słucha zadziwiającej muzyki. Najbardziej wpływowe gwiazdy umiłowały zaskakująco pospolite tematy: pieniądze, seks, władzę. Wspaniały bunt! Strach myśleć, czym będzie dorosłość, która na takim buncie wyrośnie. To co mam na myśli, to jakiś hedonistyczny pozytywizm, którego nie rozumiem. Przypomina to zbiorową ekstazę ku zatraceniu podmiotowości. Liczę, że na koniec wszyscy się obudzą i sami zapytają - co to miało być?
Świat, który nas czeka, trochę przeraża. Język polityki jest winą wyborców w większej mierze niż polityków, to oni ich wybierają. Pytam zatem, kto jest zadowolony ze sposobu dzisiejszej debaty politycznej? Komu to się podoba? Kto ma takie poczucie humoru!?
Najgorsze jest tutaj to, że to nie w polityce jest to, co najgorsze.
Jeśli coś jest trudne, patrz na Początek
Po(...)między
PS
Mam spore wątpliwości co do tego tesktu i być może nie powinienem go publikować. Zdecydowałem się, bo może ktoś znajdzie w nim impuls do refleksji, jeśli tak, to spełni on swoje zadanie. Podkreślam jednocześnie, że nie wiele w nim rzetelności, a więcej swobodnej i ulotnej relfeksji.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo