Najnowszy pomysł PiS rozważanym przez ostatnie lata przez wszystkie ekipy jest podatek katastralny. Miałby zastąpić dotychczasowy podatek od nieruchomości liczony na podstawie ustalonej przez gminę stawki za metr kwadratowy.
Podstawą do naliczania podatku katastralnego jest zaś wartość nieruchomości. Można ją rożnie ustalać np.: dochodowo - wartość czynszowa - czyli przychód, jaki można uzyskać z wynajmu lub dzierżawy danej nieruchomości lub transakcyjnie itd.
Dzisiejszy system ma jeden podstawowy błąd. Prowadzi do nieefektywnej alokacji zasobów. Podatek katastralny powinien tą nieefektywność wyeliminować.
Wyobraźmy sobie sytuację.
Kowalski pod PKiN w Warszawie na środku dużego placu posiada kiosk 15m2 (przyjmijmy że jest to budynek) z gazetami.
Podobny kiosk posiada Nowak na obrzeżach gminy przy przystanku autobusowym.
Dziś obaj płacą taki sam podatek od nieruchomości. Po wprowadzeniu podatku katastralnego działalność Kowalskiego stałaby się niedochodowa. Zwolniłby on miejsce działalności bardziej dochodowej i lepiej pasującej do lokalizacji.
Podobnie jest z właścicielami mieszkań w prestiżowych dzielnicach. Dziś jeśli mają małe dochody i obiektywnie nie stać ich na takie mieszkanie zaniedbują remonty i doprowadzają do dekapitalizacji centrum miasta – czyli najatrakcyjniejsza lokalizacja nie jest właściwie wykorzystana.
Dodatkową zaletą podatku katastralnego, szczególnie w okresie dużej spekulacji nieruchomościami z jaką mamy do czynienia obecnie, jest to iż inwestorzy zarabiający na spekulacji będą płacić podatki.
Dzisiejszy boom na rynku nieruchomości spowodowany był w dużej mierze przez zagraniczne fundusze inwestycyjne. Zysk z tych operacji jest bardzo duży a podatek relatywnie niski lub zerowy. Są to inwestycje długoterminowe więc podatek katastralny byłby dolegliwy i przyczyniłby się w dłuższym terminie do ustabilizowania cen i ucywilizowania rynku nieruchomości.
Inne tematy w dziale Polityka