Taka szybka notka po marszu, przepraszam najmocniej, po Marszu Wolności.
Żeby zdobyć obiektywne informacje od jedenastej grasowałem pomiędzy nieistniejącą Rotundą, a Dworcem Centralnym.
W pobliżu "patelni" wodzirej puszczający muzyczkę i zachęcający do udziału w imprezie.
W końcu marsz, ruszył, z godzinnym opóźnieniem, do planów, jakie przeczytałem w internecie.
Morze flag Unii, flagi polskie i flagi z logiem PO, to przede wszystkim. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim przemknęła Nowoczesna i ludowcy, zauważyłem też tęczowe flagi. Hitem okazały się szwadrony babć pod siedemdziesiątkę w żółtych kamizelkach z napisem: "Straż KOD". Szkoda, że Big Cyc, śpiewając "Moherowe berety", zapomniał o ortalionach KODu.
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale w pewnym momencie z okien hotelu "Novotel", zaczęła powiewać niemiecka flaga. Czyżby kontrol - zażartował ktoś z obserwujących.
Nie będę się rozpisywał o tym, co, kto powiedział, tym zajęły się media.
Chciałbym natomiast napisać, co odczułem w trakcie i po całym wydarzeniu.
Media pod banderą TV Republika, czy GP, żartowały od tygodnia, że PO i reszta, zwiozą wszystkie struktury terenowe i to będzie cały marsz. Ja, nie miałem wyrobionej opinii. Nie wiedziałem, czy spodziewać się milionowego marszu, niczym w czasach Mao, czy potraktować to jako pośmiertne drgawki politycznych żyjątek, którym zabrano koryto.
Obserwując zachowanie maszerujących, odniosłem wrażenie, że przyjechali z jasno określonym zadaniem - przemaszerować od Placu Bankowego, do Placu Konstytucji. Tyle. Nie dostrzegłem żadnego, szczerego entuzjazmu. Kiedy przemówienie zakończył ostatni oficjel, jak na komendę ludzie odwrócili się na pięcie i z powrotem. Niewielki procent został na koncercie Big Cyc. I nie mówcie, że z powodu pogody, bo padać zaczęło pół godziny później.
Pamiętam, jak zdarzało się, że bywałem na rocznicach smoleńskich lub podobnych przedsięwzięciach. W tamtych ludziach można było wyczuć żar, żywioł. Raz rzucone hasło, tłum podłapywał i wszyscy skandowali. Po oficjalnym zakończeniu wielu, naprawdę wielu ludzi jeszcze pozostawało. Dziś tego nie widziałem. Hasła zapodawane przez wodzireja, pozostawały bez echa, nawet jego prośby o głośne powtarzanie maszerujący mieli w de. Przyjechali odrobić pańszczyznę, ot co.
Ostatnia rzecz. Koncert. Pierwsza kwestia, o której pisałem wcześniej. Piosenka "Moherowe berety" - w obliczu rzeszy babć ze Straży KODU, była żałosna.
Kolejna kwestia - piosenka dedykowana najbardziej oplutej osobie w RP, piosenka: "Bolek". Panie Skiba, ehh szkoda słów.
P.S.Co do sprzecznych informacji odnośnie liczby uczestników. Jedni mówią o 10 tys.drudzy o 90 tys. Było maksymalnie 50 tys. Nie pytajcie skąd wiem, ale wiem;)
Inne tematy w dziale Polityka