Mamy w rodzinie taką piekną tradycję, jadąc samochodem śpiewamy kolędy. Nie jest to może glęboka ani poruszajaca tradycja, ale jest nasza, świąteczna. Piszę o niej, bo dzięki niej coś do mnie dotarło. Ale po kolei.
Mamy świeta. Dla jednych święta to Kevin, dla innych karpik, dla jeszcze innych....W zasadzie dla każdego święta to coś innego. Ludzi ze wzgledu na stosunek do świat można podzielić generalnie na dwie kategorie: tych co lubią i tych co nie lubią. Każda grupa ma argumenty przemawiajace za daną postawą. Pierwsi czekają na spotkanie z bliskimi, smaczne potrawy i świąteczną atmosferę. Drudzy dostają drgawek na myśl o sprzątaniu i wydatkach przedświatecznycch, a życzenia traktują jako przejaw hipokryzji zwracając uwagę, że kilka miłych słów nie zmieni ani ludzi ani otaczającej rzeczywistości. Według mnie jedni i drudzy maja rację.
Żeby nie było, zawsze byłem za Świętami Bożego Narodzenia. Przedświąteczne obowiazki traktuję jako część rytuału światecznego, a same święta jeśli nie jako magiczny i niezwykły, to chociaż przyjemny czas. Dlatego zawsze byłem i jestem zwolennikiem Świąt. Jedno małe "ale" pojawiło się w tym roku, a chodzi o rutynę. Początkowo próbowałem nie dopuszczać tej myśli do siebie. Jednak z czasem im bliżej świąt i w trakcie dotarło do mnie, że atmosfera zmieniła się w rutynę. Te same przygotowania, te same potrawy, te same życzenia, te same prezenty - wszystko już było. W pewnym momencie niemalże skapitulowałem. Pokonujac po raz klolejny trasę z kuchni na fotel przed telewizorem przeszło mi przez myśl, że faktycznie Święta są jak pogoda za oknem - nijakie. Może po prostu wyrosłem ze Świąt - pomyślałem. Kiedy nadszedł wieczór razem z rodzicam wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną (co roku Święta spędzamy poza domem - to też tradycja, tyle, że wymuszona przez okoliczności) Kiedy ujechaliśmy kilkanaście kilometrów zauważylismy, że nie śpiewamy kolęd. Spojrzeliśmy po sobie i w samochodzie roległo się głośne śpiewanie. W trakcie śpiewania kolęd na krótką chwilę oderwałem się od rzeczywistości. Znów byłem dzieckiem, znów się rozmarzyłem, gdzieś odleciałem myślami - poczułem Święta. Wtedy dotarło do mnie, że faktycznie choinka, życzenia, potrawy same w sobie są zwyczajne i to ta chwila - niematerialna i trudna do uchwycenia nadaje im wyjatkowości. Zabawne, jak z wiekiem zmienia się istota Świąt.
Można żyć w beznadziejnej rzeczywistości i obracać się w skurwionym środowisku. Przy wigilijnym stole można sobie życzyć tego samego od lat, ale jest taka chwila (i jestem przekonany, że każdy jest zdolny to poczuć), kiedy czujemy się inaczej, właśnie dla tej chwili zawsze będę zwolennikiem Świąt Bożego Narodzenia.
P.S. Spóźnione, ale szczere: Wesołych Świąt i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
Inne tematy w dziale Rozmaitości