Witam
Dalej jestem bez pracy, siedzę w domu i nic twórczego nie robię, toteż postaram się coś napisać.
Pamiętacie mit o Ikarze?
Pewnie każdy mniej więcej pamięta, ale czy ktoś pamięta dyskusję na temat postawy Ikara i spór marzecieli z realistami? Ja pamietam bardzo dobrze, chociaż było to w ósmej klasie. I właśnie te rozważania sobie odświeżymy. Mam nadzieję, że uda mi się sprowokować chociaż krótką dyskusję.
Nie będę przypominał mitu. Przypomnę tylko, że chodzi o dwie postawy życiowe: postawa chłodno myślących i twardo stąpających po ziemi realistów (Dedal) oraz postawa marzycieli (Ikar), którzy wbrew całemu światu zamiast kalkulować na chłodno podążaja za marzeniami, które są niekiedy gorętsze niż topiące wosk słońce i pałcą nierzadko za to cenę, całkiem wysoką jak czytami w Mitologii Parandowskiego. Wiem, że to temat na rozprawkę dla gimanzjum lub szkoły podstawowej, ale uważam, że mit jest ciągle aktualny i na każdym kroku musimy wbierać kim być Dedalem, czy Ikarem.
Co mnie skłoniło do podjecia takiego tematu?
Otóż jestem bez pracy i mam dużo wolnego czasu. Rozglądam się wokół siebie i widzę przytłaczającą rzeczywistość, więc automatycznie powstaje pytanie czy można się z tego wyrwać. I na koniec przytoczę trzy nie związane ze sobą zdarzenia, które sprawiły, że powróciem do znanego mitu.
Zdarzenie pierwsze. Lekcja polskiego w liceum, polonistka przyniosła gazetkę szkolną, przeczytała artykuł mojej równieśniczki i nie zostawiła na nim oraz na autorce szuchej nitki. Dziewczyna generalnie opisała konflikt nastolatków i rodziców odnośnie przyszłości, podała przykład jak to rodzice zmuszają ją do nauki, żeby została "porządnym kimś" a a ona lubi gibać się z dezodorantem w dłoni (zamiast mikrofonu) i najchętniej widziałaby się jako zwyciężczynię Idola. Moja pani od polskiego w kilku zdaniach udowodniła, że jest to głupie i krótkowzroczne, ponieważ "śpiewać każdy może" , a wykształcenie i stabilny zawód nie wykluczają pasji (Kuba Sienkiewicz). NIe pamiętam, żebym w tamtym okresie miał jakieś specjalne marzenia i raczej zgadzałem się z polonistką.
Zdarzenie drugie. Serial w TV, scenka: kobieta w barze słucha grającego zespołu, podchodzi facet, zagaduje, zaczyna się rozmowa na temat muzyki. Kobieta pyta: "Jest pan muzykiem?" Facet odpowiada: "Tak....w ciele bankowca" Reszta jest nieistotna - chodziło tylko o tą scenkę.
Zdarzenie trzecie. Lektura "Alchemika" Na studiach (właściwie na końcówce) przeczytałem książkę, która była na topie gdy miałem lat -naście. Nie przeczytałem jej wcześniej właśnie dlatego, że była taka populrna. Wyznaję zasadę, że nie czytam, nie ogladam tego co wszyscy. Jak już wszyscy o niej zapomnieli to przystąpiłem do lektury.
Myślę, że średnio rozgarnięty czytelnik już wie co te niezwiązane ze sobą zdarzenia mają wspólnego. Dodam, że sam nigdy nie miałem sprecyzowanych marzeń ot miliony na koncie, harem przy boku, sportowe samochody itp. itd. takie banały jak każdy. Nie potrafiłem okreslić co chciałbym robić, z czego chciałbym żyć, w czym sie widzę po prostu . Studiowałem na politechnice, studia mi nie leżały, toteż nie za bardzo sie przykładałem i tak sobie żyłem w błogim otępieniu. Olśnienia doznałem, kiedy moją sąsiadką została dziewczyna z polonistyki. Kiedyś przez przypadek zacząłem przeglądać jej podręczniki i wtedy zrozumiałem co zawsze lubiłem i co sprawia mi przyjemność. Nie mogłem zrozumieć czemu wcześniej na to nie wpadłem - od zawsze lubiłem pisać, czytać i wszystko co z tym zwiazane. Zawsze jak czytałem książkę to miewałem myśli: orginalnie napisane, nie wpadłbym na to albo ja to bym tak i tak napisał. Nie miałem pojęcia dlaczego po maturze nie wybrałem polonistyki. Chyba pomysł wydawał się zbyt banalny (tak jakby lipne studia techniczne na drugoligowej polotechnice były pomysłem górnolotnym). Ale to był rok czwarty i drogi do tyłu za bardzo nie było. Miałem mase pomysłów na książki, scenariusze itd, ale najśmieszniejsze było to, że nie miałem pomysłu co z tymi pomysłami zrobić. NIe studiowałem niestety w dużym ośrodku akademickim ani w dużym mieście nie było telewizji, radia, rozgłośni studenkich czegokolwiek, co umożliwiłoby mi jakiś start w tej dziedzinie, czy chociaż próbę startu. I tak do końca studiów biłem, się z myslami. Co zrobić? Czy postawić wszystko na jedną kartę i szukać swojego skarbu niedaleko piramid, a czy zepchnąć marzenia w głąb duszy i postawić na twarde stąpanie po ziemii?
Dlaczego taki tytuł?
Ano dlatego, że w moim otoczeniu Ikarów, czy też Ikarek :) jest bardzo mało. Kiedyś pisałem jak mozna podzielić studentów, teraz krótko opiszę podział absolwentów.
Dedal: wszyscy ci, którzy po prostu żyją dniem dzisiejszym nucą piosenkę Kukiza "Bo tutaj jest jak jest" i nie liczą na zbyt wiele od życia w obawie, że się przeliczą. Dosyć interesującą podgrupą (charakterystyczną dla naszego kraju) są ludzie, których marzeniem Ikara jest żyć jak Dedal, czyli po prostu lecieć przed siebie bez jakiś większych wzlotów, co niestety nie zawsze jest możliwe. Grupa najliczniejsza.
Ikar: grupa tak mała, że niemal niewidoczna. Mam jedną znajomą, która studiowała pedagogikę dlatego, że lubi pracę z dziećmi i po studiach tak długo szukała pracy w swoim fachu aż w końcu znalazła. Myślę, że mogę nazwać ją Ikarem
Maruderzy: ojoj nie lubię się z takowymi spotykać, bo zawsze po takich spotkaniach jestem przygnębiony, a muszę bo po Dedalach to druga co do liczebności grupa. O ile Dedal czasami delikatnie unosi się w górę poprawiając swój byt o tyle maruder nie robi absolutnie nic poza marudzeniem na wszystko (wiem, że nie żyjemy w raju, ale bez przesady...) aha i tu cecha charakterystycza dla maruderów (np w odniesieniu do pracy) każdy maruder ma jedno hipnotyczne słowo: "zagranica" i wszystko jasne....
No właśnie i co powiecie drodzy internauci, czy faktycznie każdy Ikar utonął?
Coś Wam powiem. Jeśli tak, to ja wezmę na siebie tą rolę - bo jak nazwać rozważania bezrobotnego na temat swoich marzeń :)
Inne tematy w dziale Rozmaitości