Witam
Jak co roku sesja, ja mam nóż na gardle i robię wszystko, tylko nie siedzę przy książkach. No cóż taki to już jest los nieuków.
W niedzielę podczas mszy spotkała mnie niespodzianka, ksiądz z duszpasterstwa zaprosił na kazanie kolegę po fachu - misjonarza. Misjonarz ten pracuje na misji w Kamerunie, gdzie nawraca tubylców. Do kraju przyjechał na kilkumiesięczny urlop, ale do sedna.
Pomijając aspekt teologiczny kazania dała mi do myślenia pewna ciekawostka,o której wspomniał misjonarz, a wspomniał o tym, że nawet ci, którzy deklarują się jako katolicy (mam na myśli kameruńczyków) kiedy mają problem, bądź czeka ich jakaś wielka chwila w życiu udają się do szamana w wiosce tzw. marabu. Bez względu na status i wykształcenie po postu chodzą. Szaman taki spełania rolę doradcy, lekarza, czy mentora. W kościele rozległ się pewien szmer ironi kiedy opoowiadał jak ze mszy większość udaje się do marabu, który za rozwiązanie problemu, czy poradę bierze daninę (bo nie zawsze są to pieniądze) której wartość często przekracza koszty całego zagadnienia.
Kiedy wszyscy w kościele mieli ironiczny wyraz twarzy zacząłem się zastanawiać, czy my mieszkańcy Europy jakby nie było ostoi cywilizacji i wiedzy tak bardzo się różnimy od ludzi , którzy przyprowadzają kozę w zamian za poradę?
Przyjrzyjmy się pewnej gałęzi w usługach, tą gałęzią jest tzw. coaching. Będąc jeszcze w liceum w jedej z gazet skierowanej właśnie do młodzieży przeczytałem o nowym zawodzie jakim jest "trener". Cóż to za zawód?? Hmm muszę przyznać, że po przeczytaniu artykułu dalej nie bardzo wiedziałem za co bierze pieniądze, wspomniane było, że szkoli się ludzi i najlepiej jeśli jest się z zawodu pedagogiem, psychologiem ewentualnie socjologiem. Dlaczego nie było powiedziane czego konkretnie taki trener uczy doszedłem później. Jesli ktoś z Państwa nie wie lub się zastanwia to UWAGA nadchodzę z odpowiedzią: Nigdy nie będzie sprecyzowane czym taki trener się zajmuje, ponieważ jest to pojęcie ogólne samo w sobie, jeśli się przyjrzymy ofercie szkoleń, to okazuje się, że spotykamy trenerów w każdej dziedzinie. Jeszcze parę lat temu słowo "trener" kojarzyło się jedynie ze sportem, teraz mozna go połączyć z nauką, inerakcjami, czasem, finansami i dowolną częścią życia.
Myślę, że idea posiadania trenera wzięła swój początek właśnie ze sportu, a konkretnie z siłowni i późniejszych klubów fitnes, gdzie leniwi ludzie potrzebują łagodniejszej odmiany bata w postaci osobnika mówiąceg "jeszcze raz", "dasz radę", "bardzo dobrze".Z czasem stałą się to modą,a w niektórych kręgach wymogiem.
Rozmawiałem kiedyś ze swoim ojcem o aktywności fizcznej w czasach kiedy był w moim wieku i młodszy. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że jego pokolenie było o niebo bardziej wysportowane, niż obecne pokolenie dzieci Neo. KIedy poruszyłem temat jak doszli do takiej sprawności (dla porównania podam, że kiedy mój ojciec biegał po podwórku średnia ilość podciągnięc na drążku oscylowała pomiedzy 15-20 średnia(!),taka ilośc w moim pololeniu dawała pierwsze miejsce na podwórku)zgodzilismy się co do jednego, że główny powód to telewizja, komputery i internet, tata jednak zwrócił mi uwagę na jeszcze jeden czynnik, którego nie brałem pod uwagę - na wolę działania. Na pytanie o sprzęt sportowy wymienił: scieżki do boegania, trawnik do grania w piłkę i trzepak. Dziś aktywnośc fizyczna zaczyna się od kupna karnetu na basen, siłownię lub jogę, który po kilku razach wyciera się w portfelu.
Oj odbiegam od tematu, ale na tym przykładzie chciałem pokazać, że tak naprawdę nie różnimy się od mieszkanców Kamerunu. Coraz bardziej w Polsce widać to co w USA, czy Europie zachodniej funkcjonuje od kilkunastu dobrych lat mam tu na myśli wyuczoną wręcz nieporadność. Na każdy problem życiowy szuka się natychmiastowej recepty i porady tzw "specjalisty". Kiedy przegladałem oferty szkoleń zanazłem szkolenie dosłownie z każdej dziedziny oto najciekawsze: kurs inteligencji finansowej, inteligencji emocjonalnej kreatywnego zarządzania czasem, rozwijania magnetycznej osobowości,hipnozy, podrywania i uwodzenia(o tym w najbliższym czasie osobny post), kurs pozbywania się lęku przed publicznymi wystapieniami itp.itd Odnośnie tego ostatniego przypomniałem sobie jak mój profesor opowiadał kiedyś o swoim początku kariery naukowej oraz obawy odnośnie wystepowania przed dużą liczbą osób. Obawy te rozwiał jego opiekun naukowy, który kazał przeczytać "Pana Tadeusza" dwa razy na głos przed lustrem i brać się do roboty. W moim przekonaniu utwierdził mnie mój kolega, który zastanawiał się, czy nie iść do psychologa, bo nie może się pozbierać po rozstaniu z dziewczyną (!?) Gdzie podziały się czasy, kiedy facet ze złamanym sercem kupował pół litra wódki (nie namawiam do nadużywania,tylko jestem realistą) cierpiał jeszcze ze dwa dni i szedła dalej przed siebie?
Dalczego ludzie w XXI wieku, wieku, w którym liczba rzeczy niemozliwych skracana jest każdego dnia ludzie stają się coraz bardziej nieporadni? Jak dla mnie odpowiedź leży właśnie w postepie jaki jaki nas otacza wszystko tak jest zautomatyzowane i uproszczone, że ludzie każdy element życia najchętniej zamieniliby w algorytm obługiwany Enter lub Esc. Tylko ,czy takie podejście faktycznie sprawi, że pójdziemy naprzód?
Tak moi drodzy my też mamy swoich marabu troszkę inaczej ich nazywamy: doradca, trener, personal coach itd ale idea jest ta sama: szukanie łatwego rozwiązania, tak żeby się nie spocić. Jak dla mnie za tą całą gałezią usług stoi jedna strategia marketingowa" stwórz problem, a następnie sprzedaj rozwiązanie. Dlaczego tak się dzieje? Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że moga odezwać się głosy mówiące, że samodoskonalenie to nic złego, że dążenie ludzi do coraz lepszych wyników w poszczególnych dziedzinach zasługuję na pochwałę, a nie na krytykę itp. Zgoda dążenie do bycia lepszym to nic złego, ale kiedy jedno szkolenie, czy przeczytana książka zamienia się w maraton po kolejnych szkoleniach to trzeba się zastanowić, czy przypadkiem się nie uwsteczniamy. W jednym filmie padło stwierdzenia "samodoskonalenie to mentalna masturbacja" kto wie może coś w tym jest.
Inne tematy w dziale Kultura