Dziś, w dobie tak zwanych seriali premium, dostępnych na różnych platformach nikt albo prawie nikt już nie pamięta o serialach, które kiedyś rządziły niepodzielnie.
Ciepłe dni za nami i już tylko prawdziwi twardziele decydują się na spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Długie jesiennozimowe wieczory czyli ulubiony czas dla kinomanów i kinomaniaków.
Od kilku lat drastycznie ograniczyłem telewizję. Przeniosłem się do Internetu. Powód jest jeden zasadniczy, w tv już nic albo prawie nic nie ma (pomijam propagandową wojnę). Pozostało jedynie odświeżać klasykę, czyli stare, dobre seriale. W odróżnieniu od pokolenia iGen ja potrafię wyobrazić sobie świat bez Internetu. Nie jestem jednak pewien, czy potrafię sobie wyobrazić świat bez seriali, które rządziły latami 90`. Jadąc komunikacją, gdy widzę dzisiejszą młodzież z twarzą utkwioną w kilkucalową, błyszczącą przestrzeń, to odczuwam emocję będącą skrzyżowaniem pogardy i litości. Nie jest to pogarda zgodna z definicją słownikową, nie jest to też litość w powszechnym rozumieniu. Nie jest to również moje poczcie wyższości, a jednak jest coś w tych zahipnotyzowanych smartfoem twarzach, co nie pozwala traktować ich właścicieli serio.
Tak widzę to teraz, z pozycji trzydziestoparolatka, kiedy jednak sięgnę pamięcią, to moi rodzice też nie rozumieli mojego zafiksowania telewizją. Może to tak już jest, że każde pokolenie ma swój fetysz. Te właśnie przemyślenia skłoniły mnie do chwili wspomnień.
Policjanci z Miami
Klasyk. Urocze lata 80`. Floryda, która zdawała się być soczewką jak dobrze jest w USA. Dwóch łebskich policjantów Sonny Crockett i Rico Tubbs w walce z narkobiznesem. Śmieszne, ale wtedy przestępczość narkotykowa, czy narkotyki były czymś równie nierealnym jak kolekcja samochodów marki Rolls-Royce w czołówce. Łodzie, białe garnitury, nie ma co, ten serial był kwintesencją amerykanizmu w ówczesnej polskiej wyobraźni. W Polsce pojawił się w latach 80`, więc mam do niego słabość, bo tak, jakbyśmy byli rówieśnikami. Ostatni odcinek oglądałem na imieninach u cioci, ciekawe czy tylko ja to pamiętam.
Kojak
Ten serial dostaje się w kulturalnym spadku po rodzicach. W Polsce od lat 70`. Porucznik Theo Kojak, czyli niezapomniany Telly Savalas, zawsze w nienagannym garniturze, twardo pilnował porządku w wielkomiejskiej dżungli. Nie określiłbym tego serialu jako serial sensacyjny, według mnie bliżej mu do kryminału i to kryminału z charakterystycznym tłem amerykańskiej metropolii lat 70`. Ostatnio obejrzałem odcinek, tak dla przypomnienia, ale już nie wzbudził we mnie takich emocji jak dawniej. Ci nieco starsi ode mnie pamiętają gadżety Kojaka, czyli okulary i lizaki. No i nie zapominajmy o fryzurze ???? Ciekawostka dla kinomaniaków: w 2005 roku wyprodukowano remake serialu, gdzie Kojak był…ciemnoskóry. Pozostawię bez komentarza.
Stawka większa niż życie
Kolejny serial, który przejmuje się po starszych członkach rodziny. Dziś to pewnie obciach, ale ja w podstawówce twardo oglądałem. Złośliwcy twierdzą, że to największy sukces TVP i nawet prezes Kurski nie wymyślił nic nowego. Nie ma się co dziwić. Sprytny polski agent (a jakże) przez kilkanaście odcinków wodził Niemców na nos. W końcu nawet największy historyczny ignorant wie, że II WŚ wygrał J23 do spółki z załogą czołgu Rudy 102.
Ostry dyżur
Śmiało można powiedzieć, że zanim nastały czasy dr. Housa, były czas „Na dobre i na złe”, a zanim nastały czasy „Na dobre i na złe” były czasy „Ostrego dyżuru”. Niby taki zwyczajny, obyczajowy serial, ale posiadający energię amerykańskiego serialu. Po każdym odcinku człowiek miał ochotę zatrudnić się w pogotowiu ratunkowym (kto wie, może to dzięki temu serialowi mamy kierunek ratownictwo medyczne). Charakterystyczne literki ER zna każdy, kto w latach 90` posiadał telewizor. Historia lekarzy z County General zajęła łącznie kilkanaście sezonów, nie wiem, czy wszystkie były emitowane w Polsce, ale z pewnością przez szereg lat serial nie znikał z ekranu. No i co tu dużo mówić, każda kobieta marzyła, żeby przebadał ją dr Doug Ross, czyli George Clooney.
Simpsonowie
Pokolenie gimnazjów zna Kapitana Bombe, Inpektora erektora, ewentualnie Włotców Much (nie wiem, czy zachowałem oryginalną pisownię, mało ważne). Zanim nastały czasy idiokreskówek, czyli kreskówek dla idiotów, były czasy kreskówek dla dorosłych, czyli prowokacyjnych, nieco wulgarnych, ale trzymających jako taki poziom. South Park może być dobrym przykładem takiej kreskówki. A początkiem fali filmów rysunkowych dla dorosłych była opowieść o pięcioosobowej rodzinie Smipsonów. Nie wiem, czy ktoś się ze mną zgodzi, ale ja to zawsze odbierałem jako animowaną wersję „Świata wg Bundych”. Do dziś pamiętam ich fryzury i odcinek o drinku ognisty Homer. Taka mała ciekawostka na koniec, serial ma trzydzieści siedem (tak 37 !) sezonów.
Star Trek
Jeśli ktoś pamięta Modę na sukces, to jej odpowiednikiem SF była właśnie Star Trek. Serial, który trwał od zawsze i wiecznie był nadawany. Osobiście za nim nie przepadałem, był kołem ratunkowym przed odrabianiem lekcji. Raczej nie jestem wyjątkiem, jeśli chodzi o jego odbiór. W USA serial kultowy, u nas raczej się nie przyjął, przynajmniej ja nie znam nikogo, kto prześledziłby wszystkie odcinki. Podobno to właśnie Star Trek natchnął Elona Muska do inwestycji w międzyplanetarną turystykę, kto wie.
I na koniec
07 zgłoś się
Nie jest to serial mojej młodości. Pierwszy odcinek obejrzałem dopiero po śmierci Bronisława Cieślaka, gdy wszyscy mówili o serialu. Dotarło do mnie, że nigdy nie obejrzałem nawet jednego odcinka. I tym sposobem ponad czterdzieści lat od emisji pierwszego odcinka i ja dołączyłem do fanów tego serialu. Uważam, a nieco seriali w życiu obejrzałem, że nie mamy się czego wstydzić, na tamte lata serial ten nie ustępował serialom zagranicznym a porucznik Borewicz mógł śmiało konkurować z porucznikiem Kojakiem.
To oczywiście niewielki wycinek tej magicznej krainy. Dla tych, którzy chcieliby sobie przypomnieć co nieco.
Inne tematy w dziale Kultura